piątek, 10 lipca 2015

Chapter 2 'marked'

       Słowa.-Toniemy w każdym słowie, które wypowiemy. Tym razem nie złapiemy się koła ratunkowego i nie wydostaniemy się na powierzchnię, lecz spadniemy w czarną otchłań, która na nas czeka i piszę kolejne scenariusze. 

~Clarie~
  Blask słońca próbował dostać się do moich oczu, przez co niechętnie musiałam otworzyć zaspane powieki. Gdzie ja jestem? To pytanie nasunęło się kiedy zdałam sobie sprawę, że nie znajduję się w swoim wygodnym łóżku. Jęknęłam przypominając sobie ostatnie godziny. Mówiąc w skrócie.-Zostaliśmy porwane. Lecz zastanawiało mnie to, czy jesteśmy tutaj same. Dobra, Clarie uspokój się. Trzeba iść. Mamy się wydostać.-Powtarzałam nerwowo w myślach i usiadłam na kamiennej podłodze, na której ostatnio dość często przesiaduję.
-Musimy iść-usłyszałam cichy szept Cynthii.. Kolejny raz dzisiaj jęknęłam niezadowolona chcąc, aby to wszystko się w ogóle nie wydarzyło. To chore! kto normalny zrobiłby coś tak absurdalnego, jak to?
-Wiem.-Odparłam. Wiedziałam, że ten kto nas tutaj uwięził na pewno wymyślił każdy nasz krok, każdy nasz ruch. Dobra Clarie, przeginasz! -błądziłam w swoich myślach, ale co innego nam pozostało? Ponownie wstałam i na chwilę się zatrzymałam nie wiedzą, w którą stronę mamy się skierować. Wiem z filmów, że takie wybory decydują o życiu, ale na szczęście nikt nie byłby tak niemądry i robił jakąś scenę filmową, prawda?
-Em, może chodźmy w lewo?-wyjąkałam drapiąc się po głowie, spoglądając jednocześnie to w jedną stronę, to w drugą.
-Okej.-Przytaknęła i zaczęliśmy iść wyznaczonym korytarzem. Z nieznanych powodów zaczęłam się cała trząść i czułam się prześladowana. Jednak zignorowałam to przeczucie i chciałam wymyślić jakikolwiek temat do rozmowy, aby chociaż na chwilę zapomnieć w jakiej sytuacji jesteśmy.
 -Może opowiesz mi coś o sobie? Rodzina, pasja?-zapytałam niepewnie nasłuchując każdy szelest. 
-Mieszkam z młodszym bratem. Rodzice się nami za bardzo nie interesowali. Ojciec ciągle kradł, ćpał i używał przemocy, rok temu poszedł do więzienia, a mama nie potrafiła przestać pić, więc jest teraz na odwyku. -Żal serce mi ściskał, jak tego słuchałam.-Pasja? Kocham słuchać muzyki i czytać książki, to takie odejście od rzeczywistości.Teraz twoja kolej.-Dodała. 
-Em, w prawdzie nie mam tak źle, jak ty. Jestem jedynaczką. Rodzice rozwiedli się, gdy miałam dwa latka, a parę lat temu mama ponownie wyszła za mąż. -Wyjaśniłam. -Zajmuję się muzyką. Gram na gitarze, perkusji i na pianinie.-Odparłam niewzruszona.
-Ciekawe hobby-uśmiechnęła się szeroko, na co ja zaczęłam się śmiać. 
   Chodziliśmy już z trzy godziny, a wyjścia nadal nie mogłyśmy znaleźć. Czułam się osaczona. Tak jakbym odbywała karę, na którą zasłużył ktoś inny.
-Ej cicho-szepnęła Cynthia.-Słyszysz?-zapytała odsuwając się trochę w tył, wpadając jednocześnie na mnie. 
-Co?-odpowiedziałam zdezorientowana nie wiedząc co się dzieje. 
-Ktoś tutaj idzie. Chyba trzy osoby.-wyszeptała, wychylając się trochę zza ściany. 
-Skąd to wiesz?-niedowierzająco odszeptałam. 
-Moja mama była wojowniczką zanim zaczęła pić.-wyjaśniła ściszonym głosem.-Odziedziczyłam po niej krew wojownika, więc mam trochę lepiej rozwinięty słuch, wzrok, oraz węch, jak i inne zmysły.-Dodała. 
-Oh.-Tylko to mogłam w tej chwili wypowiedzieć. -Daleko są?-zapytałam po chwili. 
-Zaraz wejdą w nasz korytarz. Raczej nie są groźni.-Odpowiedziała na kolejne pytanie, jakie chciałam zadać. 
-Liam debilu, nie wlecz się tak!-doszedł do moich uszu niski, męski krzyk, a ja odruchowo zakryłam twarz.
  Pisnęłam, gdy tylko ujrzałam trzy cienie, które prawie weszły do naszego korytarza. 
-Idiotko!-krzyknęła Cynthia i zaczęła biegnąć w ich stron.- Musimy uciekać. Wszyscy za mną!-krzyczała spanikowana skręcając w kolejny korytarz. Zaczęłam biec w jej stronę. 
-Chodźcie.-Powiedziałam omijając ich, a oni po chwili biegli ze mną w kierunku Cynthii. 
-Tutaj! Szybko!-była blada jak trup, a jej twarz błyszczała strużkami potu. Jeszcze większy ogarnął mnie strach, a nogi same biegły z całych sił. Po krótkiej chwili wszyscy siedzieliśmy w małym pokoju, a Cynthia zamknęła kopniakiem mocno drzwi. Tak silnie, że czułam wibracje pod nogami. Opadła na podłogę ślizgając się po ścianie. 
-Co cię opętało?-zapytałam szeptem, łapiąc powietrze do płuc. 
-Tam były jeszcze dwie osoby. Kiedy pisnęłaś zaczęli biec w naszą stroną. Ich kroki były za ciche, jak na człowieka. -Masowała sobie skronie.- A tak po za tym jestem Cynthia, a to Clarie.-Przedstawiła nas.
-Ja jestem Zayn, Liam i Louis.-Powiedział siadając już opanowany. 
-Wiedziałem, że nie jesteśmy sami-uśmiechnął się dumnie, chyba Louis.
-Cicho, zaraz będę koło nas.-Szepnęła. 
  Siedzieliśmy parę sekund w ciszy dopóki zza drzwi dobiegł nas głośny huk. Z trudem powstrzymałam pisk, zakrywając usta dłonią. Kątem oka zauważyłam, jak Cynthia wstała i zaczęła po cichu kierować się do drzwi. 
-Co ty robisz?-szepnęłam spanikowana. Ona jedynie przytknęłam palec do warg i przyłożyła głowę do drewnianej framugi. 


~Cynthia~
  Próbowałam nasłuchiwać ich głosy, które były nadzwyczaj ciche, aż dziwi mnie to, że mogłam je słyszeć. 
-Nie martw się. Nie wydostaną się tak szybko stąd. -Piskliwy głos był ohydny, taki zdechły, że zrobiło mi się nie dobrze. 
-No racja, muszą przejść na czwarte piętro, aby znaleźć wyjście.-Zaśmiał się tym razem niski głos, od którego żołądek podszedł mi do gardła.-Chodź. To dopiero drugi dzień, będą mieli jeszcze więcej rozrywki. -Dodał i już tylko słyszałam ich kroki. Zakryłam usta dłońmi, abym nie zwymiotowała. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a wszystkie narządy zaczęły skręcać tak, że jeszcze bardziej mnie mdliło. 
-Co się stało?-usłyszałam opiekuńczy głos Clarie, która znalazła się obok mnie. 
-Błagam niech odejdą!-powiedziałam błagalnym głosem, kaszląc cicho. -Nie czujesz tego? -wyszeptałam tracąc powoli świadomość, starając się zapanować nad bólem. 
-Czego? -zapytała zdezorientowana. 
-Trupy. To są trupy.-Wyszeptałam. Ona spojrzała na mnie wielkimi oczami.
-Proszę powiedz, że to żart.-Wyszeptała, a ja w końcu mogłam normalnie oddychać. 
-Nie, to nie żart.-Powiedziałam już głośno.-To muszą być trupy. Ledwo słyszalne kroki, oraz ohydny zapach. -Próbowałam ponownie nie zwymiotować.- A po za tym ich głosy...-przerwałam.-Są zdechłe, jakby od paru lat nie żyły. Czyste Zombie.-Skończyłam i w końcu na towarzyszy, którzy patrzyli na mnie, jak na osobę, która właśnie przeżywa koszmary nocne. -Mówię prawdę. Umarli. Przeraża mnie to miejsce.-Próbowałam sama przekonać się, że takie rzeczy nie istnieją. 
-Mówili coś?-zapytał Zayn omijając moje przemyślenia.
-Jedynie, że to dopiero początek, i że to nie wszystko. -Odpowiedziałam zgodnie z prawdą zostawiając najlepsze na koniec. -Jeszcze coś. Wyjście znajduje się na czwartym piętrze. 
-Chociaż to-szepnęła Clarie. 
-Właśnie nie. Gdy tutaj szliśmy nie było, ani jednej klatki schodowej. Nie było w ogóle przejścia na górę.-Zayn podrapał się po głowie. 
-Typowy kujon, ma dobrą pamięć do dróg i wszystkiego.-Wtrącił dumie Louis.
-Czekajcie!-krzyknęłam.-Jak się nie mylę, tam gdzie się obudziliśmy może być klucz do tej zagadki. 
-Nie rozumiem, nie widziałam tam żadnego klucza.-Odparła skołowana Clarie.
-To metafora-przewrócił oczami Liam.
-Więc w drogę!-zawtórowałam otwierając drzwi 
-Nie możemy iść, są tutaj nasi przyjaciele.-Zatrzymał mnie Louis głosem, jakbym ktoś wziął mu jego ulubioną zabawkę.
-Daleko są?-zapytałam po chwili zastanowienia.
-Jakieś pięć korytarzy dalej-odpowiedział Zayn. 
-To prowadź.- Uśmiechnęłam się blado i przepuściłam go w drzwiach. 

  Te pięć korytarzy przemieniło się w istne szaleństwo. Kiedy tylko mijaliśmy kolejne miejsca, dłużyły się niemiłosiernie, a z każdym krokiem czułam duży smród, który i tak inni nie czuli. Dziwiłam się, że w ogóle mogłam cokolwiek poczuć. 
-Zayn! Liam! Louis! Nic wam nie jest!-Usłyszałam jakiś męski krzyk. Kiedy tylko podniosłam wzrok ujrzałam średniego wzrostu blondyna o błękitnych oczach i wysokiego zielonookiego chłopaka w lokach. ''Fajni przyjaciele''-pomyślałam, gdy wszyscy zaczęli się przytulać.
-Wy zawsze tak? -zapytałam niechętnie przypatrując się całej akcji. To miejsce jest chore, a oni zabawiają się w kochanych przyjaciół kiedy ja nie wiem, gdzie jest ten pokój, w którym się wczoraj obudziłam. Nie rozumiałam, dlaczego nie mogliśmy stąd iść. Przecież w każdej chwili te trupy mogą nas znaleźć. ''Cynthia zaraz pójdziemy, niech się nacieszą''-mówiłam w myślach. 
-Dobra to kiedy idziemy?-zapytałam razem z Clarie. Spojrzałam zdziwiona na moją towarzyszkę i po chwili zaczęliśmy się śmiać. Zawsze poprawiało mi humor, jak ktoś powie to samo w równym czasie. 
-Pff.-Odburknął Liam. 
-O hej, jestem Niall.-Przedstawił się blondyn. 
-A ja Harry.-Przywitał się chłopak w lokach.
-Clarie, Cynthia.-Tym razem to ona nas przedstawiła. 
-Dobra chodźmy. Mamy jeszcze jakieś dwie godziny do wieczora, a chciałabym być chociaż w bezpieczniejszym miejscu, niż to. -Zaczęłam się kierować w następny zakręt. Lecz stanęłam nasłuchując się dźwiękom. 
'Są niedaleko. Słyszałem ich krzyki.' 
Obejrzałam się za siebie.
-Cicho-szepnęłam po raz kolejny tego dnia i na palcach kierowałam się do łazienki, która była za zakrętem. Pokazałam towarzyszą, aby poszli za mną. Otworzyłam powoli drzwi i weszłam najciszej, jak potrafiłam. Dosłownie sekundy później Harry zamykał drewnianą powłokę.-Ani jednego szelestu.-Powiedziałam prawie bezgłośnie. 
  Kilka minut siedzieliśmy w ciszy. Ci nieznajomi nie chcieli odejść, ale też nic nie mówili. Jakby wiedzieli, że my jesteśmy tutaj, tylko nie znali konkretnego pokoju. Cieszyłam się w głębi serca, gdy zaczęli odchodzić. Przeczekałam jeszcze krótką chwilkę i westchnęłam z ulgą. 
-Kto to tym razem? -zapytała Clarie przełykając ślinę. Spojrzałam na nią zdziwiona. Nabrałam głośno powietrza do płuc, aby po chwili je wypuścić. 
-Ludzie.-Powiedziałam obojętnie. -Słyszeli wasze krzyki.-Oskarżyłam ich. -Czyli wiemy dwie rzeczy. Musimy wejść na czwarte piętro i ta droga nie będzie łatwa. -Dodałam wystraszona.-To nie zwykły psychiatryk. To nawiedzony psychiatryk. 
-Nawiedzony psychiatryk?-prawie, że pisnęła. 
-Przecież nie istnieje coś takiego, jak...-Przerwałam Harry'emu. 
-Jak inaczej wytłumaczyć jakieś zombie, które chce nas pozabijać?-Szepnęłam wrogo, po czym zaczęłam cicho kaszleć. Znowu te trupy wróciły. Wszyscy spojrzeli na mnie nie wiedząc o co chodzi, ale się nie odezwali. Dziękowałam Bogu za to, że zrozumieli, aby nic nie robić. 
 ~Louis~
  Siedzieliśmy w jakiejś łazience przez około dwadzieścia minut. Nie za bardzo rozumiałem przed czym tym razem się chowamy, ale to miejsce przeraża mnie z każdą minutą. Cały czas próbuje sobie wmówić, że nie istnieje coś takiego, jak nawiedzony psychiatryk, lecz dobrze wiem, że tylko to tłumaczy to wszystko. A co z tą książką mamy Harry'ego? Przecież tam było podobnie! 
-Może to działo się na prawdę?-pomyślałem, ale szybko odrzuciłem takie myśli. Ciężko było mi usiedzieć w jednym miejscu bezszelestnie. 
-Dobra możemy już iść, odeszli. -Usłyszałem głos Cynthii na co, aż z radości miałem ochotę skakać. Powstrzymałem te zamiary, aby tylko nie wyjść na kogoś, kto właśnie potrzebował wizyty u psychiatry. Wstałem, jak najszybciej i najciszej potrafiłem. 
-To gdzie teraz idziemy?-zapytałem, gdy już wyszliśmy z pokoju. 
-Musimy odnaleźć miejsce, gdzie nas zostawili.-Odpowiedziała Clarie. Cynthia posłała jej uśmiech, który jak mi się zdaje był podziękowaniem, że ona nie musiała nic mówić. 
-Ale gdzie wy...
-Nie wiemy.-Przerwała dziewczyna. -Jesteśmy ciągle w tym samym miejscu, a do zmroku pozostało około półtorej godziny, więc nie mamy czasu na błędne drogi. Clarie pamiętasz mniej więcej w jakim korytarzu byliśmy pozostawieni?-zadała pytanie i skręciła w kolejną uliczkę. 
-Nie za bardzo, ale chyba było tam dużo krwi i zniszczonej tapety.-Podrapała się po karku.
-Dobrze, a czy jak szliśmy były korytarze podobne chociaż odrobinkę? -zadała kolejne pytanie, a mnie to zaczęło ciekawić. Cynthia wie wszystko, lecz każe myśleć Clarie. Dosłownie tak, jak Gregory House z jego ekipą. Zna diagnozę, ale jednak chce, aby to inni na nią wpadli. 
-Nie.-Przerwała.- Nie było. 
-No właśnie.-Odparła entuzjastycznie. Wszyscy na nią spojrzeliśmy.-Wy w ogóle myślicie?-zapytała po czym walnęła z mocną siłą w ścianę, która po chwili się otworzyła. Spojrzałem przerażony w miejsce, gdzie przed chwilą była nowiutka tapeta położona. -To były drzwi. Zastanówcie się. Wszystko dookoła jest zniszczone, dlaczego najłatwiej szukać, gdy coś jest nowe? 
-Po kryje się tam coś, czego nie znajdziemy w starym.-Odpowiedział Zayn wzruszony, że to nie on wpadł na ten pomysł. 
-Brawo panie wszystko wiedzący.-Uśmiechnęła się szeroko po czym weszła do jakiegoś pokoju. Wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni telefon i włączyła latarkę. Czemu ja nie wpadłem, że istnieje coś takiego, jak latarka w telefonie? 
  Miałem ochotę zapaść się pod ziemie swoimi myślami i w głębi serca cieszyłem się, że człowiek nie potrafi czytać w myślach. 
-Bingo.-Powiedziała po chwili milczenia. Zatrzymałem się na chwilę i spojrzałem się na ścianę, która stałą murem przed nami. 
-Cieszy cie widok ''braku przejścia''-Zrobiłem cudzysłów w powietrzu. Przewróciła oczami, po czym dotknęła ściany. -Co ty robisz? -zapytałem zdezorientowany. Chyba jako jedyny nie bałem się spytać wprost. 
-Szukam dziurki. -Odpowiedziała. -Jest!-Krzyknęła cicho. Pociągnęła za jakiś sznurek w ścianie, a ona w jednej chwili zaczęła się otwierać. Usłyszałem stłumiony jęk Clarie. Nie dziwie się jej. Jak każdy tutaj jestem w niemałym szoku.
-Skąd ty to wiedziałaś?- wyjąkałem.
-Nie wiedziałam.-Zaśmiała się. 
-To...
-Nie wiem jak to zrobiłam. Po prostu kierowałam się intuicją. -Przerwała Harry'emu. I weszła w wielką dziurę, która przed chwilą się otworzyła.
-Przecież niedaleko jest nasz korytarz.-Powiedziała Clarie, która w końcu mogła normalnie mówić. 
  Przeszliśmy jeszcze około cztery zakręty i już, gdy mieliśmy wejść w ostatni Cynthia nas zatrzymała. 
-Dobra. Każdy z nas dobrze wie, że tutaj jest niebezpiecznie, a zbliża się noc.-Zaczęła.
-Już rozumiem. -Przerwał jej Zayn.-Najpierw musimy się rozejrzeć po tym ''waszym''-Zrobił cudzysłów w powietrzu.-Korytarzu, a później wrócimy się tam, gdzie będzie bezpiecznie i zostaniemy tam na noc?-zapytał. 
-Wielkie brawa dla pana.-Zaczęła klaskać w dłonie. -Miejsce nie jest wielkie, ale i tak musimy uważać. Po tych wszystkich 'akcjach' nie warto ryzykować własnym życiem, także powinniśmy być sprytniejsi od tego miejsca, ale najważniejsze, żebyśmy byli cicho. -Powiedziała dla utrwalenia. -Więc wy idźcie szukać jakiegokolwiek śladu, abyśmy jutro mogli dostać się na kolejne piętra, a ja będę patrzeć i słuchać, czy aby na pewno nikt nie idzie.-Rozdała zadania. -Pamiętajcie, że jak powiem, że ktoś idzie, macie być w ogóle niesłyszalni i wszyscy macie pójść za mną.-Skończyła, a wszyscy jej przytaknęliśmy. Do tej pory myślałem, że to Zayn jest wszystko wiedzącym, ale zdaje się, że tym razem ma on konkurencje nie do przebicia. 
  Przeszukaliśmy już cały korytarz, a nie ma nawet jednego śladu, aby móc wejść na górę. 
Zrezygnowany usiadłem na podłodze.
-Twój plan nie wypalił kochana.-Powiedział Liam powtarzając moją czynność
-Nie możliwe.-Spokojnie się uśmiechnęła. 
-Przecież nie ma tutaj niczego.-Szepnąłem z politowaniem. 
-Clarie zajmiesz się teraz moim zadaniem, ja się rozejrzę.-Rozkazała władczym tonem. Od kiedy ona uważa się za kogoś, kto będzie decydować co mamy robić? Okej, na początku to nawet wypaliło bo mieliśmy jakikolwiek pomysł na wydostanie się, a teraz, gdy nie wypalił nie wierze już w to. 
     Przeszła kawałek w naszą stronę pełna spokoju rozglądając się na każdą stronę. Spoglądałem na nią czekając, aż przyzna nam racje, że się pomyliła. Przez ostatnie trzydzieści minut był badany każdy kawałek tego korytarza, więc nic nie mogło zostać przeoczone. 
-Przyznajesz się do porażki?-zapytałem od niechcenia.  
-Clarie.-Westchnęła.
-Tak? 
-Słyszysz coś? -zapytała, a ona pokiwała przecząco głową. -A widzisz? -ponownie powtórzyła poprzedni czyn.-Zamknij oczy i skup się.-Rozkazała, a ja jęknąłem zniechęcony już tym. -Co słyszysz? 
-Ktoś tutaj idzie.-Szepnęła wystraszona, a Cynthia uśmiechnęła się lekko. 
-Co powinnaś zrobić?-zapytała, a moje serce zaczęło szybko bić. Czemu ona musi jakiś wywiad prowadzić, jak grozi nam niebezpieczeństwo?! Chciałem coś powiedzieć, ale Clarie się odezwała. 
-Pójść do bezpiecznego pokoju.
-Dlaczego tego nie robisz?-patrzyła się na nią, jak nauczycielka na dziecko, które powoli rozumie zadanie fizyczne, które jest obecnie na lekcji. 
-Nie wiem...
-Idźcie do pokoju.-Rozkazała warcząc, a Clarie zaczęła iść w stronę jakiegoś pomieszczenia. Wszyscy automatycznie poszliśmy za nią i kiedy już byliśmy na miejscu zauważyłem, że Cynthia nie jest z nami. 
-Ej, gdzie ona jest?-powiedziałem zdekoncentrowany. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie wystraszeni, ale nikt nie potrafił iść do niej. 

   Czekaliśmy chwilę w milczeniu wyobrażając najstraszniejsze scenariusze, gdy nagle wielki huk rozszedł się echem przez wszystkie korytarze, a nasze myśli przestały na chwile działaś właściwie. 
-Idioci! Chodźcie jak mnie chcecie!-usłyszałem krzyk Cynthii, a po chwili głośne kroki, które sugerowały, że biegnie i mija nasz aktualny pokój. Byłem tak przerażony, że nie mogłem nawet ruszyć się z miejsca, a reszta sądząc po tym, że też nic nie robią, ma to samo.
Nie minęła minuta, a kolejne kroki przechodziły koło nas. Przełknąłem głośno ślinę. 
-Czy ona jest głupia?-zapytała Clarie otrząsając się z szoku. 
-Chyba tak.-Stwierdziłem.
-Nie, ona nie jest głupia tylko sprytna.-Powiedział Zayn, a wszyscy się na niego spojrzeliśmy nie wiedząc o co mu chodzi.-Myślicie, że dlaczego nic nie zauważyliśmy? Kazała nam szukać, żebyśmy na wszelki wypadek wiedzieli gdzie mamy dalej iść. Przewidziała to, że połowa z nas straci do niej zaufanie, więc dlatego nie przejmowała się twoimi uwagami, Louis.  Kiedy kazała Clarie się skoncentrować wiedziała, że gdy jej plan nie wypali ona przejmie jej miejsce. Zadając pytania chciała ją sprawdzić, a była ostra na końcu, abyśmy się na nią wkurzyli i nie przejmowali jej życiem.Ten huk był spowodowany rozwalaniem czegoś, czyli otworzyła miejsce gdzie dostaniemy się na następne piętro. Dobrze wiedziała, że gdybyśmy znaleźli to wejście chcielibyśmy iść, a nie czekać. Właśnie dlatego nie mówiła, że ktoś idzie i czekała zniecierpliwiona, aż powiemy, że jej plan nie wypalił. Pamiętacie jej wyraz twarzy, kiedy Louis to jej powiedział? Była spokojna i opanowana. Spodziewała się tego wszystkiego, spodziewała się też tego, że będziemy wszyscy w niebezpieczeństwie, gdybyśmy byli w tym korytarzu kiedy ktoś z nas otworzyłby to miejsce. Znając siebie, każdy by uciekł w inną stronę, a tutaj właśnie trzeba być razem. Zaryzykowała własnym życiem, abyśmy mieli bezpieczną drogę na kolejny poziom, a patrząc na to, że jest już prawie noc musimy pozostać w tym pokoju i ona wie gdzie jesteśmy. Jak uda jej się przeżyć, przyjdzie tutaj.-Wytłumaczył, a mi zrobiło się niedobrze, że mogłem chociaż chwilę w nią zwątpić. 
-To nie możliwe, że ona to wszystko wymyśliła. Na pewno..
-Clarie. Ona to wymyśliła. Dlatego przez całą drogę zadawała różne pytania. Sprawdzała cię, a dobrze wiedziała co się będzie dziać i jak zareagujemy. -Przerwał jej.-Nikt z nas nie wierzył w jej siły, bo nikt z nas jej tak na prawdę nie znał. -Dodał wzdychając. 
-Mam wrażenie, że obwiniasz się za to.-Powiedziała Clarie, a on tylko się szeroko uśmiechnął. 
-Wiesz jak trudno znaleźć kogoś o podobnym toku myślenia? Nie obwiniam się za to bo wiem, że wróci. Jest za sprytna na to, nawet ja ledwo ją rozszyfrowałem. -Odpowiedział. 
-Jak wy możecie z nim wytrzymać?-zapytała.-Czuje się taka głupia.-Zaśmiała się. 
-Nie łatwo jest kolegować się z kujonem, którego nawet nauczyciele czasem mają dość.-Próbowałem go jakoś rozdrażnić, ale jego spokój mu na to nie pozwalał. Ciekawe, jak to robi. 
-Ustalmy, co i jak będziemy robić.-Odezwał się po raz pierwszy Harry. 
-Dobry pomysł.-Zgodziłem się. 
-To niech Clarie przejmie pałeczkę Cynthii, która oby jak najszybciej wróciła.-Zasugerował Niall. 
-Clarie?-zapytałem czekając, aż zacznie rozdzielać zadania, które to Cynthia powinna rozdawać. Byłem idiotą sądząc, że nie powinna być przywódcą. Jak ja mogłem chociaż tak pomyśleć? 
-To może ja i Zayn będziemy pilnować, czy ktoś się nie zbliża do naszego pokoju, a wy w tej chwili odpocznijcie, a później się najwyżej zmienimy. Co wy na to? -zapytała, a każdy z nas zgodził się na taką kolej rzeczy.


~Zayn~
  Tak jak powiedziała Clarie, siedzę razem z nią od ponad godziny, a śladu po Cynthii nadal nie ma. W sumie fajnie jest wiedzieć, że ktoś potrafi myśleć tak, jak ty. 
-Jak sądzisz nic jej nie jest?-zapytała przerywając ciszę panującą w pokoju. 
-Raczej nie, nie podda się tak szybko.-Pocieszyłem ją chociaż sam chciałem w to wierzyć. 
-Może opowiesz coś o sobie?-zadała kolejne pytanie. Chwilę musiałem się zastanowić zanim cokolwiek odpowiedziałem. 
-Kiedy byłem mały często wolałem siedzieć w domu przy książkach lub jeździć w osamotnione miejsca. W taki sposób teraz nie panikuje, jak prawie każdy tutaj, tylko, że się nie przyznają. Mam normalny dom i właściwie interesuje wszystkim co jest ciekawe.-Powiedziałem od niechcenia.-Która jest godzina?-zapytałem tym razem ja.  
-Dwudziesta druga coś. Cynthii nie ma już półtorej godziny.-Szeptała cicho.
 ~*~
-Zayn powinieneś odpocząć. Jesteś zmęczony, a jutro jest spory kawał dnia dla nas, połóż się lepiej, a ja popilnuje tutaj.-Usłyszałem jakiś damski głos, gdy tylko na chwilę zamknąłem powieki. Byłem pewien, że Clarie śpi. Otworzyłem je natychmiastowo i od razu, gdy tylko ujrzałem Cynthię rzuciłem się na nią. 
-Myślałem, że coś ci się stało.-Prawie wykrzyczałem, ale ona kazała mi ciszej mówić. 
-Nie bądź taki głupi. Oni są ohydni i zdecydowanie potrzebują dużej ilości kąpieli, ale są zbyt...Jak by tutaj łagodnie powiedzieć. Tępi. -Wyszeptała. 
-Ale jak ty wiedziałaś gdzie trawić? Nic ci się nie stało? -zadawałem pytanie, za pytaniem. Chciałem wiedzieć wszystko. Przecież wymyśliła tak genialny plan i udało jej się go zrealizować! 
-Haha, uspokój się kochany. Odpocznij najpierw, a ja popilnuje.-Odparła pomijając moje pytania. 
-A ty? Przecież ty musiałaś ciągle...-Przerwała mi.
-Zayn, ja jestem nocnym stróżem. Nie lubię spać w nocy. Nic mi nie będzie. Idź w końcu spać bo nie wytrzymam. -Zaśmiała się po raz drugi. 
-Ale tak i tak nie  mogę spać. Mam pilnować.-Udawałem, że chociaż o drobinkę cieszy mnie to zadanie. -Teraz odpowiadaj na pytania.-Pogoniłem ją. 
-Nie wiedziałam jak trafić. Zgubiłam się, lecz odnalazłam drogę.-Powiedziała trochę zawstydzona. 
-Jak ty w ogóle wpadłaś na tak genialny pomysł? 
-Już jako małe dziecko lubiłam kombinować.
-Ale żeby, aż tak dopracowany?-zdziwiłem sie. 
-Miałam dużo czasu. Po za tym jakbym komukolwiek o tym wspomniała na pewno uznali by mnie za idiotkę pełną wariacji.-Odpowiedziała.-Coś jeszcze chcesz wiedzieć?-zapytała się, a ja zastanawiałem się nad wszystkim. 
-Ty zawsze byłaś przywódcą? 
-Szczerze to nie. Kiedy tutaj trawiłam byłam bardziej zdezorientowana i nie wiedziałam co się dzieje. Przerażenie mną owładnęło i łatwo można postradać myśli. Przypominałam raczej dziewczynkę, która zgubiła swoją drogę.-Przyznała się.-Wiedziałam, że żeby przeżyć musiałam zacząć myśleć i to pomogło. Później tak jakoś.-Dodałam.-Szczerze to ty byś bardziej pasował na kogoś kto mógłby poprowadzić nas do wyjścia.-Zasugerowała, a ja odruchowo prychnąłem. 
-Prawdziwy przywódca jest zaangażowany w to co robi i jest gotów zrobić wszystko, aby reszta była bezpieczna. Ty dzisiaj wykazałaś odwagę, gdy za każdym razem mówiłaś, abyśmy byli cicho i prowadziłaś do pokoi. Gdyby nie ty na pewno już przy pierwszym spotkaniu połowa z nas by nie żyła. A to, że odgoniłaś od nas wszystkie potwory jakie tutaj są narażając swoje własne życie świadczy o tym, że jesteś idealna.-Wyjaśniłem zgodnie z prawdą. 
-Nie przesadzaj. Ze mnie taki przywódca, jak z psa kot. 
-Ja bym nie potrafił narazić swojego życia, aby ratować innych.
-Uwierz mi. W takiej sytuacjach się nie myśli. Działasz, albo pękasz. Proste. -Dalej prowadziła zażarcie ten temat.
-Tak i tak każdy dobrze wie, że to ty powinnaś nas poprowadzić. Jesteś sprytniejsza nawet ode mnie, a to, że słyszysz jak ktoś się zbliża to jeszcze większe potwierdzenie tego faktu. -Nie dawałem za wygraną. 
-Dajmy sobie spokój. Ja wiem swoje, ty wiesz co innego. -Zakończyła.
   Siedzieliśmy tak w ciszy parę minut, dopóki nie doszło mi do uszu ciche skrzypienie podłogi zza drzwi. Było tak ciemno w pokoju, że nie wiedziałem gdzie aktualnie się znajdują. Cynthia też to słyszała. Nie musiała nic mówić, abym tak sądził. Na szczęście skrzypienie ustało po pięciu minutach. Poszedł. Nie minęła nawet chwila, a ja już odpływałem w sen. 


   Witajcie! Wiem nawaliłam, że nie dodawałam nic prawie dwa miesiące, ale pisanie tego opowiadania nie jest takie łatwe. Ciężko złapać wenę i odpowiednie pomysły, a co najważniejsze: Czas. Dlatego tak jak obiecałam dzisiaj dodaje ten rozdział. Jest on trochę krótszy od poprzedniego, ale chyba bardziej ciekawszy? 

Mam do was prośbę: Napiszecie w komentarzach co sądzicie o nim? Jak macie jakieś pomysły na rozdział 3 (który zacznę pisać już jutro, albo nawet dzisiaj wieczorem) możecie również napisać w komentarzu, a ja może go użyje! :D 

  Następny rozdział prawdopodobnie 20.07, lub ewentualnie pod koniec miesiąca-Zachęcam do komentowania, gdyż daje to mi motywacje! 

Oczywiście zaglądajcie na bloga, może was zadziwię i napiszę szybciej ? :D
Jeżeli wam się blog podoba-możecie również zaprosić swoich znajomych do czytania, byłabym bardzo szczęśliwa. ♥ 
Pozdrawiam x

3 komentarze:

  1. Cudo *_*
    Czekam na nn i weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, genialny! Jezu, jak się bałam o Cynthie :o ale ona to ma niezłe pomysły ;) czy oni od 2 dni nic nie jedli i nadal jakoś żyją? To trochę dziwne. . Chociaż od strachu nie myśli się o głodzie i innych rzeczach :): czekam na next, weny! :*

    Ślimuśia xx.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz cho***nie motywuje.. Dla was malutka chwilka i parę małych literek-Dla mnie wielki kopniak w tyłek do dalszego pisania ;d