środa, 11 listopada 2015

Epilog

                    ''Nie sądziłem, że ktoś przeżyje to, pomimo, że miałem taką nadzieje.'' 

     My jako ludzie często nie stajemy sobie sprawy z tego co nas otacza. Żyjemy w swoim życiu i nic tak na prawdę nas nie obchodzi. Dlaczego mielibyśmy widzieć coś, co i tak jest nam nie potrzebne? 
Zdecydowanie wiele osób miało lub nadal ma takie zdanie. Nasza historia świadczy o czymś, czego nie można teraz zobaczyć w prawdziwym świecie. 
   Z otwartym sercem potrafię stwierdzić, że nigdy w życiu nie ujrzycie takiej miłości, jaką my siebie darzymy. Jesteśmy przyjaciółmi od zawszę, ale do naszej bazy zapukały dwie dziewczyny, którym otworzyliśmy swe serca, tak samo jak drzwi. Ta historia nie tylko nas ze sobą bardziej zżyła, ale poznaliśmy coś, do czego nigdy byśmy sami nie doszli. Teraz, gdy przeżyliśmy tą grę, możemy nie tylko cieszyć się z tego, że żyjemy. Powinniśmy się cieszyć, że to nauczyło nas czegoś. 
Tego, że nasze życie jest zbyt kruche, a my nie mamy wpływu na to co się wydarzy. To wszystko, to są jedynie pozory.

   Nie powinniśmy także patrzeć w przeszłość...Dlaczego? ponieważ to co było, już nigdy nie powróci. Możemy powiedzieć, że nigdy nie poczujemy jakiegoś uczucia, czy nigdy pocałunek drugiej osoby nie będzie taki sam, jak ten jedyny. Lecz nie w tym tkwi sens tego, co chce wam powiedzieć. 
Nie mogę sobie wyobrazić, ja ani nikt z nas nie potrafi sobie nawet pomyśleć co byłoby gdyby chociaż jednej osoby tam nie było. Czy bez mądrych przeczuć Cynthii, znaleźlibyśmy wyjście? Czy bez ciekawskiej Clarie, moglibyśmy oderwać się od tego co było? Czy bez kochającego Niall'a, moglibyśmy żyć dla kogoś innego? Czy bez loczkowatego Harolda, potrafilibyśmy się tak samo śmiać? Czy może bez opiekuńczego Liam'a, potrafilibyśmy uspokoić się kiedykolwiek?  A czy może przy tym głupkowatym Louis'ie, przy którym humor zawsze jest o szczebel wyżej, niż był? 
Co byłoby gdyby mnie tam nie było? Każdy z nas jest wyjątkowy, inny i możemy tylko zgadywać, ale los nie wybrał nas tak od niczego. W głębi siebie wierze, że to jest jakoś ze sobą powiązane, a my stworzyliśmy historię, którą będziemy opowiadać, aż zakończy się nasz żywot z nadzieją, że nasze dzieci będą opowiadać to swoim i już nigdy ta historia nie zgaśnie tak, jak nasze życie.  

 Życie jest zbyt kruche, a my nie mamy wpływu na to co się wydarzy. 
Zayn, Louis, Liam, Niall, Harry, Cynthia, Clarie. x

Ps. Kocham Cię Clarie,
 Niall xo.


 No to na prawdę to już jest koniec... Nie rozumiem dlaczego pod koniec, tak bardzo się przywiązałam do tego opowiadania... ;c Stworzyłam nową historię i jestem z tego dumna, ponieważ zakończyłam ją. Tak na prawdę na początku miałam wiele wersji tego co tutaj będzie. Lecz jakoś z każdym dniem ( a było ich sporo, bo to już prawie rok, nie wierze ze to tak szybko minęło ;o) zmieniałam zdanie co do tego. Raz miało być ze zginą wszyscy. Innym razem, że nie potrafię tego zrobić. Pisałam wiele scenariuszy, ale sama nie przewidziałam, że to nie ja piszę scenariusz mojego życia, Ktoś zapewnię zapisał już moje wahania weny, pomysłów. Tak jak mówiłam. Nie mam wpływu na wszystko. Kiedy coś piszemy, to i tak czasami zmieniamy jego treść. Tak samo było z tym opowiadaniem. Chociaż nie okłamując was, ciesze się z takiego obrotu sprawy. 
Więc kończąc powoli... ;c
Napiszcie ten jeden ostatni komentarz i wyraźcie w nim to co sądzicie na temat tej pracy;/ 
Kończąc to opowiadanie chce zacząć nowe...Inne. Jeżeli ktoś chce dalej czytać moje prace, to niech wejdzie, a do niedzieli pojawi się notka o moim blogu... Nie wierze, to koniec :'( 

                        Pozdrawiam, Ania.x

Chapter 5 ''The end?''

    ''Delikatna dziewczyna pogrążona we śnie stała się pierwszą ofiarą. Była wyjątkowa i dlatego poległa-aby inni polegli po niej samej. Starała się pomóc, ale jej się nie udało. Więc...Co się z nią dalej stało? ''

     Ja, tak jak każdy na tym  świecie, posiadam marzenia. Może i nie są one zbytnio realne i dojrzałe, ale jednak je mam. Teraz, gdy tutaj siedzimy  jedyne pragnienie to, to abyśmy wszyscy zdrowo dotrwali do końca tej głupiej gry. Zapewne chłopaki, jak i Clarie też mają taką nadzieje, ale czuje, że to  dopiero początek nieznanej nam dotąd historii, którą zapamiętają wszyscy do końca życia.
 
    Aktualnie siedzieliśmy jeszcze w tym samym pokoju, ale powoli zbliżała się godzina, w której będziemy musieli wyjść i poszukać przejścia na kolejny poziom. To wszystko staje się jeszcze bardziej chore. Jak mój tata mógł wymyślił coś takiego i jaki miał motyw? Dobra, Cynthia. Nie mogę o tym myśleć, ważne jest wydostanie się.
-Mamy ostatnie czterdzieści minut, więc co robimy?-spytała dziewczyna.
-Może niech każdy się naje? Nie wiadomo, czy zjemy cokolwiek przez najbliższe godziny, a nawet dni.-Odrzekłam bez emocji leżąc na dywanie i patrząc się w biały sufit. Nigdy nie byłam jakąś desperacką osobą, lecz moje emocje zmieniają się diametralnie z każdą sekundą, odkąd tutaj jestem, więc to zachowanie mnie trochę zaniepokoiło. Wiem, że muszę coś zrobić, ale nie mogę tego dokonać. Jeszcze nigdy wcześniej nie byłam wystawiona na taką próbę i nie musiałam kierować wszystkimi naszymi ruchami.
    Nie za bardzo skupiłam się w tamtej chwili na słowach rozmowy, którą prowadzili wszyscy, prócz mnie. Nie miałam ochoty i ambicji to jakiejkolwiek konwersacji, a tym bardziej, kiedy koniec zbliżał się wielkimi krokami. Jesteśmy w połowie gry, w której trzeba walczyć o życie i pierwsze poziomy były łatwe, lecz w każdej grze musi być chociaż jeden rozdział trudny, nieprawdaż?
    Złe przeczucia wyżerały mnie od środka. Czułam, że niedługo coś się stanie, ale ja nie wiem co! Najgorsze było to, że zaraz musieliśmy uciekać. Nie chciałam tego, ale nie mogę się poddać. Nikt nie może tego zrobić. Nie rozumiem, jak ojciec mógł być takim idiotą. Zachciało mu się akurat testów na nastolatkach, które potrzebują internetu, aby przeżyć. W sumie ze mną nie ma się tego problemu, gdyż ja bardziej wole książki i doszukać się czegoś w nich, a nie ściągać z sieci informacje, które i tak zdarzają się być złymi.
 

***

     Nadeszła ta godzina. Czternasta zero, zero. Samo południe, które zadecyduje nad naszym życiem. Jak przypomnę sobie tylko o tych potworach, które są zamknięte w tych klatkach niedaleko drzwi, aż przechodzi mnie gęsia skórka i mam ochotę zniknąć z powierzchni ziemi, jak dinozaury w swojej epoce. Wiem, że strach to oznaka słabości, czy proszenie się o ''lanie'', ale nie wiem co się ze mną dzieje przez ostatni dzień. Cały tok myślenia mi się pomieszał.
      Wzięłam głęboki wdech i wydech, a po chwili odwróciłam się w stronę moich przyjaciół, można tak ich nazwać. Spędziliśmy ze sobą sporo czasu i raczej będzie go jeszcze wiele.
   
      Wszyscy mieli przerażone miny i świadczy to o tym, że się boją iść. Niestety, ale nie mam wpływu na to co mamy robić.
-Jesteście  gotowi?-zapytałam, ale zanim zauważyłam mój głos się załamał. Westchnęłam.
-Tak, nie, tak. Chce być już w domu!-zdesperowana odezwała się Clarie.
-Żyje się raz, prawda?-szepnął Niall, a mi mimowolnie pojawił się uśmiech na twarzy.
-Dobrze, to ja pójdę pierwsza, a wy po chwili do mnie dołączycie.-Powiedziałam i wyszłam, ale to co spotkałam tuż przed twarzą zatrzymało moje serce na dobre paręnaście długich sekund, a mózg przestał pracować razem z ciałem. Stałam jak posąg, a przeciwnik wykorzystał sytuacje i poczułam wielki ból w okolicy brzucha. Zawyłam z bólu i skuliłam się, lecz nie był to dobry pomysł, gdyż poczułam kolejny ucisk, ale teraz w kręgosłupie. Z otwartej rany w brzuchu zaczęła lać się krew. Czułam, że moje ciało powoli traci świadomość, a ja opadam na podłogę z głośnym hukiem. Po chwili już nic nie czułam, odpłynęłam w daleką przestrzeń,  której nigdy wcześniej nie znałam.


Ciemno,  wszędzie było ciemno. N i e w i d z i a ł a m n i c  p r ó c z c i e m n o ś c i.


   Cynthia, Cynthia, Cynthia... Słyszałam ciche głosy...Cynthia. Ktoś wymawiał moje imię, ale dopiero stopniowo jego ton wchodził w górę i stawał się słyszalny.
-Cynthia!- ktoś mną potrząsnął. Otworzyłam powoli zmęczone powieki...
-C.co się stało? -zapytałam ciężko oddychając.
-Chyba zemdlałaś... Nie wiem, szłaś za nami.-Odpowiedział trochę przerażony.
Po woli obraz zaczął napierać kontrastu i nie widziałam tak, jak przez mgłę.
-A.a.ale ja umarłam...Moja klatka! Miałam tam dziurę!-dostałam napadu histerii.
-Nie masz żadnej dziury Cynthia.-Powstrzymał mnie, abym nie wstała.
Dopiero teraz kiedy światło padło na jego twarz, zauważyłam, że osobą, która tutaj jest ze mną... Jest nim błękitnooki blondyn. Moje serce zabiło mocniej.
-Ale widziałam jak tamta dziewczyna mnie zabijała! Nie mogłam nic zrobić! Czułam krew na dłoniach, gdy dotykałam klatki. Była tam!-przerażona nadal próbowałam się podnieść, ale on mnie cały czas trzymał.
-Cynthia... Zemdlałaś i długo byłaś nie przytomna... To ci się pewnie przyśniło. Uspokój się.-Powiedział i przytulił mnie na co się wtuliłam i zaczęłam szlochać...
-Gdzie jest reszta? -zapytałam przestając na chwile łgać.
 Wytarłam wierzchem dłoni oczy, aby poprawić sobie widoczność. Chłopak miał trochę zmieszaną minę.
-Niall.
-Spokojnie nic im nie jest.-Próbował mnie uspokoić.-Poszli się przejść, oczywiście wszyscy się bali tutaj zostać, więc ja to zrobiłem.-Powiedział. Spuściłam wzrok. Nie sądziłam, że wszyscy mogli uciec. Trochę zabolało...
-Dlaczego?-zapytałam, nie potrafiłam spojrzeć na niego.
-Co dlaczego?-podniósł mój podbródek, abym mogła na niego spojrzeć.
Moje serce biło tak mocno i głośno, że nie potrafiłam skupić się na słowach jakie chciałam powiedzieć.
-Czemu zostałeś?- jego błękit oczu był tak zniewalający, że zabrakło mi tchu. Jednak musiałam walczyć o poważny ton.
-Nie boje się byle czego.-Wyznał, ale nie potrafiłam w to uwierzyć i zaczęłam się śmiać. -Ha. ha. ha. Ale śmieszne. -Oburzył się.
-Oj przepraszam, ale ty się wielu rzeczy boisz. To nie jest byle co tylko twoje życie.-Stwierdziłam.
-Umierając za kogoś-zawahał się.- Tego nie można się bać. Bo wtedy umieramy sprawiedliwie... Przynajmniej dla siebie.- Dokończył.
Był uroczy, ale nie sądziłam, że mówi to na poważnie.
-Załóżmy,  że po trochu ci wierze... No ale nikt nie miał wpływu na twoje zdanie?-zapytałam dociekliwie.
 -Ty cały czas narażasz dla nas życie i nie robisz tego z polecenia innych. Dlaczego ja miałbym robić to, bo inni mi to kazali?-w jego morskich tęczówkach widziałam szczerość, aż bija od niego.
-Bo ja jestem przeciwieństwem ciebie. Nie ryzykuje dla kogoś, ale też dla siebie. W ten sposób potrafię...Umiem wtedy więcej.-Odrzekłam.
-To możemy myśleć, że też to zrobiłem dla siebie.-Uśmiechnął się lekko, a mnie doszedł odgłos czegoś spadającego i chwilkę później za oknem zleciało coś, co wyglądało jak człowiek.
Odruchowo zasłoniłam oczy, a Niall wstał i wyjrzał za okno, które znajdowało się parę metrów temu.
-Na dole niczego nie widać.-Oznajmił, a ja ponownie spojrzałam się w jego stronę.
-Zaczyna się ściemniać, lepiej się ukryjmy. -Powiedziałam to już ze zdecydowanym głosem.-Ej, Niall.-Dodałam łagodnie.
-Tak? -przystaną na chwilę.
-Wszyscy uciekli? -zadałam pytanie, które dręczyło mnie od początku.
-Zayn jako pierwszy chciał zostać przy tobie. -Powiedział odwracając wzrok i idąc dalej.-Ale stwierdziłem, że lepiej będzie jak chociaż jedna mądra osoba będzie przy nich.-Zamilkł.
Po tym, już żadne z nas się nie odezwało.


~Clarie.~
 Szliśmy szarym korytarzem, przez który mam wrażenie, że krążymy od kilku godzin. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia w sprawie z Cynthią. Nie powinniśmy jej tak zostawiać.
-Według mnie powinniśmy się wrócić.-Stanęłam. 
-Też sądzę, że idziemy tą samą drogą od dawna.-Zaśmiał się Louis.
-Nie chodzi mi o to. Uciekliśmy od niej, a ona cały czas narażała dla nas życie. -Powiedziałam.- my się wystraszyliśmy i po prostu zostawiliśmy ją.
-Jest przy niej Niall, nie martw się.-Odezwał się Liam. 
-Niall jest takim samym cykorem jak my.-Oburzyłam się.
-Nie, jeżeli mu na kimś zależy.-Potwierdził to Harry. 
-C.co?-zdziwiona spojrzałam po wszystkich.
-To widać... Czuje coś do niej.-Zaczął Zayn.- Boi się wszystkiego, ale najbardziej boi się stracić osoby, na których mu zależy. Gdyby ona była mu obojętna, to by nie został tam z nią. Byłby z nami, czyli przyjaciółmi.-Zatrzymał się na chwilę.-Każdy na tym świecie wie, że miłość jest ważniejsza od przyjaciół. -Skończył. 
-Dlatego mu pozwoliliśmy zostać. Nie chcielibyśmy, żeby coś mu się stało, ale wiemy, że cierpiałby gdyby coś jej się stało, a go tam by nie było.-Podparł go Liam. 
-Kochamy go, ale nawet gdy wystawia się na śmierć...-Zaczął loczek.
-To by umarł szczęśliwy, bo chociaż spróbowałby ja obronić.-skończył za niego Louis. 
Stałam osłupiała i jeszcze kilka razy skanowałam słowa, które wypowiedzieli.
-Dlatego nie protestowałeś...-chciałam coś powiedzieć.
-Tak. Nie musiał nam o tym powiedzieć, ale my i tak wiemy, że ją kocha.-przerwał jej Mulat.
-To jest nie możliwe. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak...
-Jesteśmy przyjaciółmi, po prostu nimi jesteśmy.-Oświadczył Louis spokojnym tonem. 

***

Cały czas kręciliśmy się, a powoli za oknami pojawiała się noc. Nigdzie nie widzieliśmy żadnego miejsca, gdzie moglibyśmy się schować na tą noc. Z każdą sekundą przerażenie coraz bardziej ogarniało moje ciało. 
-Stąd nie ma ucieczki.-Przystanęłam na chwilę i opadłam na kolana zakrywając jednocześnie twarz, aby się uspokoić.
-Uspokój się Clarie, znajdziemy wyjście.-Louis starał się mnie ''pocieszyć''
-Łazimy tą drogą już kilka godzin! Co chwilę widzę te ściany! Ja mam dość ! Poddaje się!-Krzyczałam łkając. To wszystko mnie przerasta. Usłyszałam westchnięcie.
-Wy tutaj zostańcie, a ja pójdę poszukać schronienia.-Oznajmił Zayn.
-Tak! Idź sobie! -Krzyczałam.-Po co właściwie szukać czegokolwiek, jak i tak zginiemy?! -wrzeszczałam. 
-Clarie uspokój cię błagam bo zaraz ktoś tutaj przyjdzie przez te hałasy.-Liam ukucnął obok mnie. Odepchnęłam go, ale od tylko złapał moje ręce i przyciągnął tak, że po chwili byłam wtulona w jego ciało. Szlochałam. Głośno szlochałam.
-Ciii, znajdziemy wyjście.-Harry kucnął obok przyjaciół.
-Przecież już tyle razy mijaliśmy to wszystko, stąd nie ma ucieczki! Będziemy tutaj aż te potwory nas nie zjedzą.!-cały czas płakałam.
-Proszę, uspokój się Clarie.-Wyszeptał Liam.

~Zayn.~
     Szukałem jakiejś drogi, ale nie dlatego, że nie chciałem tam siedzieć i patrzeć jak ona płaczę, ale żeby znaleźć pokój gdzie wszyscy moglibyśmy się schować. Nawet nie wiem kiedy weszliśmy w ten dziwny korytarz, z którego tak jak twierdzi Clarie nie ma wyjścia. Prawda jest taka, że krążymy na oślep nie mając planu. Nie rozumiem czemu wszyscy musieli wtedy stchórzyć i uciec od Cynthii. Tam byłoby o wiele bezpieczniej, niż jest tu. 
 Wchodzę w jej temat...Ciekawi mnie co jej się wtedy stało. Czemu  zemdlała? Nie wyglądała na osobę, która bałaby się pajęczyn, które wisiały na ścianach, ani poplamionych krwią drzwi. Na samym początku tego poziomu myślałem, że cały jest w kratach i jest całe w potworach. Prawda jest taka, że część była taka piękna. Później gdy przeszliśmy przez jakieś drzwi wszystkie korytarze stały się stare i przerażające.
-No właśnie!-szybko zawróciłem i zacząłem iść w kierunku chłopaków. Po paru minutach znalazłem ich. 
  Liam siedział na podłodze i trzymał Clarie w opięciach, a reszta próbowała ją jakoś pocieszyć. 
-Słuchajcie, wiem dlaczego nie mogliśmy się stąd wydostać.-Oznajmiłem dumny.
-Dlaczego?-zapytała piskliwie dziewczyna. 
-Ponieważ szukaliśmy jakiegoś przejścia, czegoś co się odznacza, a powinniśmy szukać coś innego.-Wyjaśniłem.
-Co?-Louis patrzył się krzywo na mnie.
-Chcieliśmy znaleźć coś nowego, ale kiedy tego nie mogliśmy odnaleźć to chodziliśmy w kółko. Tutaj jest bezpiecznie, jak na razie. Chodź i tak sądzę, że powinniśmy wrócić do Cynthii i Niall'a.-
odpowiedziałem mu.
-Znasz drogę?-zapytał Harry.
Po chwili oczekiwania i zastanawiania się mogłem pewnie powiedzieć.
-Tak, chodźcie. 

***

Po około dziesięciu minutach podeszliśmy pod ścianę, o której mówiliśmy. 
-To jest ściana! nie ma tutaj wyjścia.-Oburzyła się dziewczyna.
-Spokojnie.-Odparłem i dotknąłem ściany w dwóch miejscach. Przyłożyłem do niej głowę i nasłuchiwałem. Po chwilce byłem pewny, że jest bezpiecznie. Całą siłą naparłem się na ścianę i po chwili ona się otworzyła. Wiedziałem, że to coś, to były drzwi.
-Nadal mi nie wierzysz? -zaśmiałem się, a gdy się odwróciłem ujrzałem wszystkich z otwartymi oczami i ustami. Wyglądało to komicznie, nie powiem.  
-Idziemy? zaraz ich znajdziemy.-Szepnąłem głośniej niż miałem. W głębi duszy cieszyłem się, że mi się udało, chociaż nie byłem tego taki pewien. 
Skręciliśmy w korytarz w prawo, a później w lewo. Kilka minut szliśmy prosto, a przy drzwiach, po prostu je otworzyłem. Intuicja mi to podpowiadała i się nie myliła. Ujrzeliśmy Nialla, który leżał na dywanie pod oknem i smacznie spał, oraz Cynthię, która mu towarzyszyła. Zamknęliśmy drzwi na klucz znajdujący się w nich i wszyscy położyliśmy się z zamiarem pójścia w głęboki sen. Jutro czeka nas bardzo długi dzień. 

 Obudziły mnie promienie słońca, ale chyba nie tylko mnie. Przeniosłem się do pozycji siedzącej i rozciągnąłem wszystkie mięśnie. Spojrzałem po twarzach, które już dawno nie spały. 
-Hej-przywitałem się. Byłem śpiący, ale i tak nie zasnąłbym drugi raz. 
-Jak się spało?-zapytała Cynthia.
-Dobrze. Było taak wygodnie.-Powiedziałem sarkastycznie i pomasowałem sobie bolące plecy, a raczej ich dół. -Nie powiem, hotele tutaj są pięciogwiazdkowe. -Dodałem. 
-To się ciesze bo dzisiaj się stąd urywamy.-Uśmiechnęła się. -Idziemy dalej? 
-Mhm.-Szepnęła nieśmiało Clarie. 
-Dokąd chcesz nas zaprowadzić, Cynthia? -spytał Niall. 
-Patrzcie.-Uśmiechnęła się. 
Podeszła do ściany i kopnęła ją z całej siły. Rozległ się huk. Bardzo głośny. Wszyscy zamknęliśmy oczy, a kurz wchodził nam do płuc i zaczęliśmy kaszleć. Po chwili jednak to ustało, a ja otworzyłem powieki. To co ujrzałem wmurowało mnie jeszcze bardziej. 

Świerze powietrze dostało się do moich płuc, a zapach trawy  łagodził je i dodawał ukojenia. Przede mną nie był kolejny korytarz, lecz wyjście. TO NA PRAWDĘ JEST WYJŚCIE!
-Jak ci się to udało? Skąd wiedziałaś!-zapytałem szczęśliwy.
-Śniło mi się to dzisiaj.-Złapała Nialla i Clarie za rękę. Chłopak zrozumiał to i zadowolony, uśmiechnięty podał i rękę, a ja do Liama. Później Louis i na końcu Harry. Wszyscy razem, szczęśliwi wyszliśmy z tego. 
Nie sądziłem, że ktoś przeżyje to, pomimo, że miałem taką nadzieje. Ciekawi mnie dlaczego te potwory skłamały, że przejście jest na czwartym piętrze...



   No to już kończymy, został epilog. Dziękuje, że ktokolwiek to czyta i komentuje. To jest na prawdę wielka motywacja i szczęście! Zadowoleni jesteście, że nikt nie umarł? Pomieszałam wam trochę, prawda? Do epilogu i to będzie już koniec:( Mam nadzieje, że nie zostawicie mnie wraz z tym opowiadaniem i będziecie czytać coś innego... 
                                                                                                                       Pozdrawiam, Anna x

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Chapter 4 ''level up''

      Noce zamieniają się w dzień, kiedy tylko zechcę. Spadnie gniew, gdy tylko to powiem. Dlaczego nie potrafię poddać się uczuciu, które jest silniejsze od rozsądku? 


    ~Niall~

     Siedzieliśmy w pokoju już ponad półtorej godziny, a Cynthia nadal nie powiedziała nam żadnych swoich pomysłów, czy też rozkazów. Pogoda za oknem do końca mnie dobiła, a cisza w pokoju sprawiała wrażenie, że miałem ochotę się poddać. Dobrze wiedziałem, że żeby przeżyć muszę myśleć pozytywnie, ale w tym miejscu nie ma się ochoty nawet leżeć. 
     Od zawsze nie lubiłem burz, ale ta dzisiejsza była najgorsza. Przez nią nie możemy nigdzie się ruszyć bo dziewczyna nie może się za bardzo skupić. 
     Skupiony przyglądałem się, jak Cynthia chodzi w kółko po pokoju i stara się obmyślić szczegółowo plan. Zachowanie dziewczyny mnie zaczęło intrygować. Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś mądrzejszego od Zayn'a. Myślałem po prostu, że ktoś taki nie istnieje, lecz los chyba chciał abym się zawiódł. Mniejsza o nasze zdolności. W tej grze ważne jest wszystko, więc dlaczego tylko Cynthia jest pewna swoich czynów? Każdy jej kolejny ruch chroni nas przed przegraną. Szachy. Czy musimy skupić się, aby wygrać? Gra planszowa. Może mamy ryzykować i rzucać kostką?
    Co się stanie, gdy wyrzucimy jedynkę i przegramy rozgrywkę? Możemy też wyrzucić szóstkę i wygrać. Czy Cynthia gra w szachy, a może w grę planszową?
    Długo zastanawia się nad ruchem, więc na pewno zaczęła rozgrywkę o ochronę króla, bądź królowej. Ciekawi mnie jak to jest być na jej miejscu. Nigdy w życiu nie przekonałem się jak czymś przewodzić, ale też nie chciałem do końca tego robić. Nie darowałbym sobie gdyby komukolwiek coś się stało, a tym bardziej z mojego powodu. Jestem zbyt delikatny.
    Wszyscy spali, oprócz dziewczyny i mnie. Siedziała nieopodal i przyglądała się skupiona o uderzające krople deszczu w szybie okna. Wyglądała trochę jak idealny posąg, którego nikt przez wieki nie ruszył. Jedynie włosy poruszały się leciutko z wiatrem przechodzącym przez otwarte szkło.
-Nad czym tak myślisz?-w końcu udało mi się przerwać tą ciążącą w powietrzu ciszę.
-Powinniśmy niedługo wyjść.-Nie ruszyła się z miejsca, nawet o milimetr.
-Wiem to. Pomóc ci w planowaniu?-zapytałem z niesłyszalną nadzieją w głosie.
-Zastanawiam się gdzie może być wejście na drugie piętro. Przez tą burzę nie mogę się skupić, a nawet nie mam żadnego tropu.-Oburzyła się rzucając pustą butelką w szybę okna. Przeleciała przez nie.
-Wiesz gdzie to jest. Masz przeczucia, które są prawdziwe. Pomyśl, dlaczego akurat przyprowadziłaś nas do tego pokoju?-spytałem patrząc w jej brązowe tęczówki.
-Sugerujesz, że gdzieś tutaj jest wejście?-pokiwałem głową na znak, że się z tym zgadzam. -To nawet logiczne. Pomożesz mi w szukaniu?
-Oczywiście.-Uśmiechnąłem się i zacząłem szukać.
   Po paru minutach znaleźliśmy to, co było dla nas najważniejsze-wejście na drugie piętro.
-Widzisz? Jesteś wielka.
-Bez ciebie nie udałoby mi się. Dziękuje.-Uśmiechnęła się uroczo.-W nagrodę możesz ich obudzić, jak tylko brutalnie zechcesz.-Zachichotała.
-Och, nie musiałaś.-Udawałem, że się zawstydzam i zastanowiłem się przez chwilę.-Wiem! Nabierzemy ich, że te potwory cię porwały, a ty będziesz w szafie.-Wyszeptałem.
-Hm, podoba mi się.-Odszepnęła.-Tylko się nie śmiej.-Pogroziła mi.
-Dobrze, dobrze.
-Po prostu powiedz im to, ciekawi mnie ich reakcja.-Uśmiechnęła się szeroko i weszła do wyznaczonego miejsca.
-Ej! Cynthię ktoś porwał!-wrzasnąłem niby to wystraszony.
-Spadaj...Czekać co?-poderwał się na równe nogi Malik.
-Nie wiem! To działo się tak szybko...Nie wiem!-zacząłem udawać panikę.
-Co się stało? Czemu krzyczycie?-zapytała zaspana, Clarie.
-Cynthię porwano! -Powtórzyłem, przygryzając dolną wargę, aby się nie zaśmiać.
-Co? Ale jak?!-spanikowała.-Wstawać do cholery! Musimy ją poszukać!-wszyscy pod jej rozkazem wstali i zdezorientowani spoglądali po sobie. Odwróciłem się, aby tylko się nie zacząć śmiać. Wziąłem większy wdech, a potem wydech.
-Co jest? Pali się?-zażartował Louis.-Czekaj gdzie Cynthia?-zapytał po chwili się rozglądając.
-Porwali ją!-spanikowana chodziła z jednej ściany do drugiej.
-Kiedy?-zdziwił się.
-Nie wiem!
-Mhm.-Spojrzał się na mnie.
-Ja też nic nie wiem.-Wzniosłem ręce ku górze w geście obronnym.
-Wyglądasz jakbyś miał zwymiotować.-Zauważył.-Połóż się, a my jej poszukamy.
-Nie!-krzyknąłem za szybko, gdyż każdy się na mnie patrzył.-Ona by nie chciała, abyście jej szukali.-Powiedziałem pierwsze lepsze. -Wszyscy powinni się uspokoić i zamknąć oczy, aby lepiej skupić na tym co moglibyśmy zrobić.-Zrobiłem to co powiedziałem i wiedziałem, że reszta też to zrobiła. Jak? Usłyszałem ciche kroki, które ledwo słyszalne szły w naszą stronę.
-Uwaga!-krzyknęła jak otworzyłem oczy. Zaczęliśmy się śmiać. Wszyscy podskoczyli z piskiem, później patrzyli na nas z miną ''jeszcze raz coś takiego, a was własnoręcznie zabije''.
-Czy was pojebało?!-krzyknęła wkurzona Clarie.
-Mhm. Znaleźliśmy schody na drugie piętro, jak chcecie to chodźcie, a jak macie się gniewać to róbcie co chcecie.-Powiedziała pomiędzy łapaniem powietrze. Szliśmy w stronę miejsca, gdzie ukryta jest klatka schodowa.
  Przeszliśmy jeszcze spory kawałek drogi, gdyż ten pokój był na prawdę gigantyczny! Kiedy byliśmy już na miejscu Cynthia jako pierwsza odważyła się przejść przez wejście, które w grze mogłoby się nazywać poziomem w górę. W sumie na prawdę był to poziom wyżej.
-Widzisz tam coś?-zapytałem dziewczyny po chwili, ale ona tylko zaprzeczyłam ruchem głowy, że niczego tam nie ma i można iść. Nie bałem się jak poprzednim razem, więc wszedłem jako drugi. Po mnie był Louis, Clarie, Harry, Zayn i na sam koniec przeszedł Liam. Czułem się jak w grze komputerowej, tylko że w lepszej grafice, i to dzieje się na żywo.
-Wchodzimy na górę i od razu musimy poszukać jakiegoś pokoju, gdzie możecie odpocząć, a ja pójdę rozejrzeć się.-Zaczęła wchodzić po schodach, a my od razu zaczęliśmy iść w jej stronę.
  Kiedy tylko podniosłem głowę na szczycie schodów, byłem jak sparaliżowany.  Każde piętro jakie minęliśmy różniło się prawie wszystkim.
   Parter był cały poniszczony i przypominał miejsce, w którym nikt nie przebywał przez kilka lat, tylko pijaki, które porozwalały do końca.
  Pierwsze piętro wyglądało na typowy szpital dziecięcy, w którym nic się nie dzieje. Ściany były zadbane, a podłoga lśniła czystością.
  Lecz drugie piętro było chyba najgorsze jakie mogło nas spotkać.
  Korytarz był bardzo długi i prowadził do drzwi, do których musieliśmy wejść czy chcemy, czy też nie. Po prawo i lewo gdzieniegdzie były drzwi więzienne. Tak mocne, że nawet największy dźwig by ich nie zniszczył, a za nimi te wszystkie osoby, te wszystkie potwory, przed którymi musieliśmy uciekać.
  Dwie dziewczynki, które ubrane w szare sukienki do kostek. Oby dwie miały brązowy kolor włosów sięgający im trochę za łopatki, blade twarze i wielkie sine worki przed oczami.
  Wysoki mężczyzna w długie jeansowe spodnie, które od góry w dół zaczynają się rozszerzać i zamieniać w nienaturalne dzwony, w zakrwawionym T-shirt-cie z wbitym nożem w plecach .
  Twa rozglądające się ciała, które nie wiadomo w jaki sposób jeszcze żyją i wiele innych.
-O kurwa.-Powiedziała Cynthia i rozglądając się w każdą stronę mówiła coś pod nosem. Znając ją-była to masa przekleństw.
  Ja z resztą nie wiedzieliśmy co zrobić. Byliśmy jak wmurowani w to miejsce. Patrzyliśmy się w te wszystkie potwory.
-Idziemy.-Rozkazała po chwili i ruszyła przed siebie. Zszokowany patrzyłem, jak jak jej ciało oddala się. Spanikowałem i pobiegłem w jej stronę.-Idziecie?-wycedziła spoglądając na moich przyjaciół i Clarie stojących w miejscu.
-A-ale..-Clarie próbowała coś powiedzieć, lecz nie potrafiła już nic więcej wypowiedzieć.
-Idziesz?-tym razem dziewczyna syknęła w jej stronę i odwróciła się by dalej podążać w wyznaczonym przez siebie miejsce. Jeszcze przez chwilę przyglądałem się całej tej szopce, lecz po chwili sam postanowiłem pójść w ślady dziewczyny, która jest taka wpływowa na nasze zamiary i cele.
  Po chwili przeszliśmy przez wielkie drzwi uważając z każdej strony, aby nic nie wyskoczyło z ukrycia i nie zmieniło naszych planów. Wprawdzie nie były one tak ambitne, tak jakby się je wyobrażało. Mamy iść po prostu przed siebie i starać się nie przegrać. Tak na prawdę nie chce żeby ktokolwiek z nas zginął w tym miejscu, gdyż przywiązałem się to wszystkich. Znaczy się z chłopakami znam się od bardzo dawna i nie wyobrażam sobie życia bez nich, ale w tej chwili chodziło mi o dziewczyny. Clarie i Cynthia. Oby dwie nie znały się wcześniej, więc zdziwiło mnie to, że są do siebie tak podobne. Może i Clarie nie posiada takiego zmysłu wojowniczki, jak Cynthia i nie ma tak wielkiej wiedzy na tematy, o których wcześniej nawet nie sądziliśmy pomyśleć, lecz jest do niej strasznie podobna.
-Cynthia?-zapytałem po chwili ciszy, gdy przechodziliśmy przez nieoświetlony korytarz, w którym jak na złość było tak ciemno.
-Tak, Niall?-zwróciła się w moją stronę.
-Skąd ty wiesz te wszystkie rzeczy?-starałem się nie zabrzmieć głupio, ale jednak nie potrafię.
-Jakie rzeczy?-zaśmiała się uroczo.
-Posiadasz wiedzę na tak różne tematy, zawsze wiesz co robić...
-Niall.-Przerwała mi.-Od kiedy pamiętam byłam ciekawa i ciągle zdarzało się, że podkradałam przeróżne dane, czy książki aby tylko zdobyć większą wiedzę.-Wytłumaczyła powoli.
   Weszliśmy przez drzwi i zaskoczyła nas jasność, jaka była w tym pomieszczeniu. Próbowałem przyzwyczaić się do panującej tutaj bieli. Gdy osiągnąłem owy stan mało nie pisnąłem z wrażenia. Przed nami stało wielkie biurko, a za nim siedział ktoś, kogo nigdy bym się nie spodziewał.
-Dzień dobry, kochani. Gratuluje, ukończyliście właśnie drugi poziom.-Uśmiechnął się szeroko, szczerze.-Tak jak wspomniałaś wczoraj, Cynthia,  nazywam się Jamie'm Korley'em i to ja was tutaj przysłałem. Zanim będziecie zadawać mi pytania, pozwólcie, ale chciałbym abyście usiedli.-Dodał wskazując na siedem krzeseł, które stały wokoło biurka. Chwilę czekałem, ale gdy Cynthia poszła i usiadła, zrobiłem to samo, a za mną reszta.-Dziękuje. Więc możecie zadawać mi pytania.-Sam ponownie usiadł na swoim fotelu.
-Dlaczego nas tutaj uwięziłeś?-zapytałem ciekawy odpowiedzi. Nie czułem zagrożenia, więc za bardzo nie byłem wystraszony w obecnej chwili.
-Bardzo dobre pytanie, Niall.-Zgodził się ze mną. Nie chciałem wiedzieć skąd zna moje imię.-Tak jak wspomniałem u góry uwięziłem was w tej oto rzeczywistej grze o życie bez powodu. W 1996 roku mama Harry'ego wydała książkę zatytułowaną ''Haunted Place'' i tak właśnie nazywa się to miejsce. Chociaż tak na prawdę gra, w którą gracje nosi nazwę ''Mental hospital''. Hm, nie wiem, może dlatego, że tutaj kiedyś był opuszczony psychiatryk, sam tego nie wiem. Wracając chciałbyś na pewno wiedzieć skąd się wziął pomysł na to wszystko. Rok przed wydaniem owej książki twoja mama razem z tatą, i niektórzy wasi rodzice też przeżywali to samo, co wy teraz doświadczacie, tylko oni nie mieli takich kujonów w grupie.-Mrugnął pokazując na Cynthię i Zayn'a. - Podczas tamtego feralnego spotkania połowie nie udało się przeżyć. W prawdzie w książce podano, że porwano około pięć osób, tak? Już nie pamiętam, ale prawda jest taka, że potrwano dwadzieścia jeden osób i przeżyło tylko nieliczną grupkę, czyli trzy osoby. Powracając, w ciągu roku znajdowały się tutaj dwie grupki, ale nie licznym udaje się dotrwać do końca. Ja wam ułatwiłem też, gdyż prawie w ogóle zniżyłem poziom zagrożenia, lecz tak jak napisałem na kartce w pokoju Louis'a i Liam'a, przynajmniej dwie osoby muszą zginąć. Na prawdę was polubiłem, więc nie sądźcie, że mogę coś zaradzić. Takie już są zasady.
-Co?-krzyknąłem jako jedyny odważając się cokolwiek powiedzieć.-Nic takiego nie było!-próbowałem jakoś załagodzić.-Wypuść nas, a my nic ci nie zrobimy.-Syknąłem już.
-Znaczy się, ja zapomniałem powiedzieć, wiecie.-Tłumaczył się Liam. Spojrzałem na niego zdziwiony.-No było coś takiego, ta kartka.-Dodał.-Zapomniałem o niej...
-Liam'ie James'ie Payne! Ty debilu!-krzyczałem zdesperowany.
-Niall.-Cynthia próbowała mnie jakoś uspokoić i położyła dłoń na moim ramieniu. Szczerze mówiąc pomogło.-Dlaczego nie może nas pan wypuścić?-zapytała po chwili. W głębi serca miałem nadzieje, że powie nam o tym, że nas wypuści bezpiecznych i zdrowych. Jednak czym są marzenia do rzeczywistości?
-To nie ja ustalam te zasady, na prawdę mi przykro Cynthio. Ja tutaj tylko wykonuje swoją pracę, a ktoś inny jest odpowiedzialny za przedział nad tą grą. Tak, to wszystko to jest realna gra i szefem jest Mike. Pewnie go znasz, ale niestety nie mogę podać nazwiska. Na prawdę was lubię i nie chce, aby wam coś się stało.-Uśmiechnął się, a ja byłem w szoku. Seryjny morderca ma uczucia?
-Powiedz nam przynajmniej kto ma umrzeć?-powiedziała załamanym głosem Clarie. Widać gołym okiem, że jest bliska płaczu. Biedna dziewczyna.
-Niestety nie mam dostępu do takich informacji. To wszystko dzieje się bez scenariusza i jeżeli mógłbym wam coś zdradzić, to jedynie, to, że w pierwszym poziomie ktoś miał zginąć, ale dzięki utalentowanej Cynthii nikomu nie stała się krzywda, no i dobrze.-Cały czas się uśmiechał i patrzył w stronę dziewczyny. Nie wiem dlaczego, ale wkurzyłem się na niego w tym momencie. Lecz to chyba nie jest możliwe, że poczułem coś do tej dziewczyny, prawda?
-Możesz powtórzyć?-pierwszy raz widziałem Cynthię tak przerażoną, a już nie wspomnę o chłopakach, którzy siedzieli zszokowani i przerażeni w fotelach i prawię w ogóle się nie ruszali.
-Chociaż jedno z was powinno zginąć w pierwszym, ewentualnie drugim dniu.-Powtórzył tak jak chciała. Nie mogłem patrzeć na to, jak on się na nią  lampi, to jest chore.
-Mike, jaki Mike?-wycedziła krzyżując ręce na piersiach.
-Mówię, że nie mogę powiedzieć.-Wzruszył ramionami,
-Założę się, że możesz, ale nie chcesz.-Nakręcała się dziewczyna.
-Cynthia zrozum, że nie powinienem robić tej szopki w ogóle. Cieszcie się, że w ogóle odpowiadam na wasze pytania, i że jeszcze żyjecie. -Wycedził i w końcu spojrzał się w szufladę w biurku. Pierwsza myśl była taka, że trzyma w niej broń, ale jednak wyją tylko jakąś teczkę, przejrzał ją i wsadził z powrotem do szafki.
-Są tutaj w ogóle kamery?-spytała nie odpuszczając sobie.
-Tak, w każdym pomieszczeniu oprócz tych, co byliście. Znaczy się w połowie pomieszczeń.
-A tutaj są?
-Nie, nie ma.
-To dlaczego nie możesz nam powiedzieć?-ciągnęła dalej.
-Mike Dark, twój ojciec.-Powiedział, a dziewczyna wstała dynamicznie.
-Kłamiesz! Mój ojciec pije i jest na odwyku!-krzyczała.
-Racja, twój ojciec jest na odwyku, ale tylko w taki sposób mógł obejść karę dwunastu lat więzienia za to, co robi.-Wyjaśnił.
-Nie! To nie prawda! Nie wierze ci!-nadal krzyczała.
-Nie chce żebyś mi wierzyła, sama chciałaś abym ci powiedział kto prowadzi tą grę, nie moja wina, że mi nie wierzysz. Rób to co uważasz.-Uśmiechnął się, a ja byłam nadal w wielkim szoku.
-Wiedziałabym, gdyby cokolwiek robił, a nie! Po za tym nie skazałby mnie na niebezpieczeństwo!-stawiała nadal na swoje.
-Cynthia. Twój ojciec wie, że byś sobie poradziła i chciał po prostu zrobić ci test, tak jak i reszcie. Dlatego tutaj jesteście, w tej grze. To jest test.-Westchnął.-Teraz znacie prawdę.-Ponownie się uśmiechnął.
-A dlaczego są te zabijanie osób? Po co to wszystko do cholery?!-Cynthia była bliska płaczu.
-To taka zasada. Nie wiem kto ją wymyślił.-Pokiwał przecząco głową dodatkowo. -Na prawdę mi przykro.
-Al-Zaczęła dziewczyna, ale po chwili widziałem, że zamknęła swoje usta i już nic dalej nie powiedziała. Tak jakby coś ją blokowało. Niestety miałem to samo i nie potrafiłem nic, nawet słowa powiedzieć.
-Może zrobimy tak, ja już pójdę, a wy tutaj zostaniecie na noc i odpoczniecie, co wy na to? -zapytał z czym dziwnym w głosie. Czułem, że nam współczuje, ale czego? Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że siedzimy w wielkim, starym, opuszczonym psychiatryku, świetnie.
-Czemu się nad nami rozczulasz, co? Nikt nie potrzebuje twojej łaski.-Wysyczała.
-Cynthia uspokój się. Macie tutaj wszystko, jedzenie i tak dalej. Zamknę was na klucz i ustawię, aby drzwi otworzyły się o czternastej po południu i będziecie kontynuować to co zaczęliście.-Wstał z fotela i poszedł w stronę drzwi. -dobranoc i trzymam za was kciuki, może jeszcze kiedyś się spotkamy.-Zamknął za sobą drewnianą powłokę, a po chwili usłyszeliśmy jakiś dźwięk, czyli na prawdę nas zamknął i jesteśmy bezpieczni do czternastej.

~Cynthia~
  Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się dowiedziałam. Jak mój ojciec mógł cokolwiek takiego wymyślić? Przecież to nie jest możliwe! On jest za uczciwy na to, i jeszcze dwanaście lat więzienia? Jak to możliwe? a po za tym to mama jest na odwyku... Czekaj..Czyli tata nie siedzi we wiezieniu, a mama na odwyku? To jak to w ogóle się dzieje? Czemu to takie skomplikowane!
-Cynthia dobrze się czujesz?-usłyszałam pytanie chłopaka, a mi na chwilę stanęło serce. Po chwili spojrzałam się w te cudowne błękitne oczy, które w tej chwili wyglądały smutnie. 
-Nic mi nie jest.-Odpowiedziałam starając, aby mój głos się nie załamał. Chłopak mnie przytulił, a ja nie myśląc odwzajemniłam to wtulając się jeszcze bardziej. 
  Mam wrażenie, że świat się centralnie zmienia. Nie rozumiem dlaczego i w jaki sposób mogłam być tak oszukiwana przez lata. Przecież to zaczęło się jak ja ledwo co chodziłam! 
  Leżałam przytulona do blondyna cały czas płacząc. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę to robić. Zazwyczaj nic nie sprowadzało mnie do płaczu, ale to co się tutaj dzieje, jest chore i niewyobrażalnie działające na psychikę. Te wszystkie potwory, ucieczki. Chociaż dobrze, że przynajmniej mamy schronienie tutaj i nie musimy się martwić, że coś może się nam stać.
-Cynthia powinnaś coś zjeść.-Usłyszałam po chwili głos brunetki i spojrzałam się mokrymi oczami w jej stronę. Chwilkę się na nią patrzyłam, ale po chwili wzięłam od niej kanapkę i zaczęłam jeść. Byłam niewyobrażalnie głodna, ale zdałam sobie z tego sprawę dopiero teraz. Wcześniej nie wiedziałam co się dzieje obok mnie, przez tą całą sytuacje. Może lepiej byłoby gdybym nie naciskała i nie dowiedziała się tego? Ale w sumie byłabym okłamywana przez całe życie, o ojciec by mi nic nie powiedział, a już nie chce wspomnieć nic o matce. 
  Wszystkie myśli skierowały się do mojego młodszego brata. Przecież on o niczym nie wie, a po za tym jest całkiem sam. Co jeżeli cokolwiek złego mu się stanie? Nie wybaczę wtedy rodzicom za to,  że nie mogłam być przy nim. To wszystko jest jak jakiś koszmar, który to ja muszę przeżywać.
  Gdy myśli powoli opadały na tor drugoplanowy, zauważyłam, że Clarie i chłopaki nie są na mnie źli pomimo, że to wszystko stało się przez mojego tatę. Jestem wdzięczna za to, że nie mają do mnie pretensji, ale to jest dziwne. Od samego początku wiedziałam, że oni są inni, ale nie sądziłam, że są tacy wspaniali! Przecież niektórzy to chcieliby mnie zabić za takie coś, ale oni nie i jeszcze w dodatku nie są na mnie źli! Matko, Cynthia ogarnij się!
-Nad czym tak myślisz?-zapytałam cicho odsuwając się lekko od blondyna. Z tego co zauważyłam i usłyszałam cała reszta śpi, oprócz nas.
-Sam nie wiem, o wszystkim i o niczym.-Uśmiechnął się.-Jak się czujesz?-starł łzy z moich policzków, a ja odwzajemniłam jego uśmiech.
-Dobrze, a ty?
-Dobrze. -Jeszcze bardziej powielił swój piękny, śnieżnobiały uśmieszek.-Powinnaś położyć się spać, jutro będzie dla nas bardzo ciężki dzień, czuję to.-Westchnął po chwili.
-Wiem.-Położyłam się znowu obok niego. -Dobranoc, Niall.
-Dobranoc, Cynthia.-Przytulił mnie, a ja po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza. 
 
   Obudziłam się, gdy promienie słoneczne próbowały wejść do moich zamkniętych powiek i raziły mnie swoim blaskiem. Niechętnie otworzyłam zaspane oczy i parę razy zamrugałam przyzwyczajając się do panującej w tym pomieszczeniu jasności. Kiedy ponownie wróciła mi ostrość, spojrzałam się w bok i ujrzałam blondyna słodko śpiącego, a gdy obejrzałam się po pomieszczeniu ujrzałam, jak wszyscy nadal śpią. Czyli jestem jedyną, która się tutaj obudziła? Popatrzyłam chwilę na zegarek i ujrzałam godzinę dziewiątą dwadzieścia osiem. Jęknęłam niezadowolona i odwróciłam się w stronę Niall'a, próbując ponownie zasnąć.

   Cześć wszystkim tutaj zgromadzonym! Przepraszam za tak długą nieobecność, ale takich rozdziałów nie pisze się  w godzinę, niestety. Po za tym miałam brak weny i na dodatek usprawiedliwię się tym, że były wakacje i chciałam je jakoś wykorzystać, a nie siedzieć dwadzieścia cztery godziny na siedem przed komputerem jak, nie oszukujmy się z trzy osoby to czytają. Wiem, że od dwudziestu dni nie ma już wakacje, ale jest szkoła i chce jak najbardziej się przyłożyć do niej.
Więc tak powolnym krokiem zbliżamy się do końca tej historii. Mam w planach napisać jeden rozdział i epilog. Od samego początku to opowiadanie miało mieć kilka rozdziałów i szybko je skończyć, ale to szybkie kończenie jest tak na prawdę od lutegoXD, ale tak miało to być, taki mały oneshot. Więc został jeden rozdział ostatecznie dwa i epilog. Rozdział nie wiem kiedy się pojawi, ale mam nadzieje, że za tydzień będę mieć połowę, gdyż chce to zakończyć jak najszybciej i napisać inne opowiadanie i mieć w ogóle czas cokolwiek pisać, bo to zajmuje mi nawet kilka dni. We wakacje akurat napisałam połowę, więc dzisiaj tylko dopisałam sporo i dlatego uporałam się z tym wszystkim w pięć godzin? Nie wie, ale jest teraz 1:27 a ja jutro do kościoła, haha.

  Pozdrawiam i do następnego, być może ostatniego. ;*** dobranoc

sobota, 18 lipca 2015

Chapter 3 'haunted place'

    Tajemniczy głos w mojej głowie wypomina mi jaka to była pomyłka. Serdeczny palec pokazuje mi jak świat traktuje takie osoby, jak ja. Słowa kierują mnie w stronę wyjścia, ale czy na pewno dojdę tam żywy?


~Liam~
   Obudziłem się niewyspany i na dodatek  przygnieciony ciałem Louis'a. Pokój był niewielki, ale raczej znalazłoby się dodatkowe miejsce, gdzie mógłby spokojnie spać Tommo nie biorąc za poduszki nikogo z nas.  Niechętnie zrzuciłem głowę Tomlinson'a z mojego brzucha i usiadłem rozciągając wszystkie mięśnie ciała. Rozejrzałem się po pokoju i zdałem sobie sprawę, że jako jedyny się obudziłem. Chciałem ponownie pójść spać, ale wiedziałem, że mi się to nie uda, więc odpuściłem sobie próbowanie. Spojrzałem w stronę drzwi i zdziwił mnie widok Zayn'a i Cynthii śpiących nieopodal siebie. Przecież ona uciekła wczoraj, prawda?
    Powoli mój umysł zaczął się budzić, a ja nie mogłem uwierzyć w fakt, że Cynthia jest tutaj i nic jej nie jest. Prawie z wrażenia pisnąłem, ale musiałem zakryć usta, aby żaden trup nie zrobił nam niespodzianki. Jak ona w ogóle trawiła do tego pokoju,  kiedy? Czy Zayn zdążył już ją wypytać o szczegóły tajemniczego planu, o którym dopiero się dowiedzieliśmy, gdy Mulat ją rozszyfrować? A może coś jej się stało, a nie chciała nas budzić? Tak wiele pytań cisnęło mi się na usta, ale musiałem je powstrzymać, aby nie obudzić nikogo.

    Wszyscy wstaliśmy i jak to na zawołanie każdy musiał wypytywać Cynthię o szczegóły. Dziewczyna niezbyt ochoczo nam opowiadała co się działo, ale to nie było chwilowo istotne.  Musieliśmy obmyślić jakiś sensowny plan, czym od razu zajęła się nasza 'przywódczyni'. Dlatego też przez chwilę mogłem posiedzieć i również pomyśleć co i jak. Przecież nikt nie wie co jest tam na piętrze, więc możemy się wszystkiego spodziewać, prawda?
-To może ja wyjdę pierwsza i zobaczę, czy ktoś w ogóle jeszcze jest na naszym terenie. Jak wszystko będzie wolne wejdziemy po cichutku na górę uważając na każdy dźwięk i nie ważne co będzie na górze-mamy trzymać się razem, rozumiecie?-zapytała, a wszyscy skinęliśmy jej głową na znak, że rozumiemy to co nam powiedziała. Wprawdzie nie było to nic filozoficznie trudnego, ale coś czuje, że pod tym łatwym testem kryje się coś o wiele gorszego.
-Ej wy też jesteście głodni?-zapytała znienacka Clarie. Przez ten cały czas uciekaliśmy przed potworami, a zapomnieliśmy o tak istotniej rzeczy, jak jedzenie. Spojrzałem zdezorientowany na Cynthię i resztę. Dopiero teraz zdaliśmy sobie sprawę, że nic nie jedliśmy przez prawie dwa dni.
-Dobra. Em. Jak na razie spróbujmy to przejść i wejść na pierwsze piętro. Tam poszukamy czegoś do jedzenia.-Wyjąkała zakłopotana Cynthia, która nie była przygotowana na taki zwrot akcji. Wszyscy oczekujemy od niej czegoś tak wielkiego, jak doprowadzenie nas bezpiecznie do wyjścia. Nie dziwie się, że i ona zapomniała o czymś tak ważnym. Wszyscy zapomnieliśmy.
Czyli to prawda, że jak człowiek zajmie się jakąś konkretną rzeczą to może zatracić się w głowie.
-To chodźmy lepiej.-Zayn wybronił ją z tej sytuacji, a dziewczyna skinęła mu w podziękowaniu głową. Liam odpuść sobie.
-Czekajcie, ja wyjdę.
-Nie. Ty już raz naraziłaś dla nas życie, teraz moja kolej.-Zasugerował i wyszedł jako pierwszy. Nikt nie zdążył się sprzeciwić, a już Mulata nie było w pokoju.
-On zawsze taki?-spytała zażenowana. Ciekawe czym?
-Nie, należy to tych cichych co nie lubią wychodzić do niebezpiecznego świata.-Odpowiedział na jednym wydechu Louis.
-Fajnie.-Odparła znudzona i usiadła na podłodze.
-Harry, a to nie ma nic wspólnego z książką twojej mamy?-tym razem to Niall zasugerował swój pomysł.
-Czekaj. Twoja mama wydała książkę?-wepchnęła się.
-Serio? Gratulacje. -Clarie odparła z entuzjazmem.
-Dzięki. Tak wydała, ale jej nie czytałem. Od dziecka opowiadali mi tą historię. -Odpowiedział zakłopotany. Każdy dobrze wiedział, że nie lubił się chwalić talentem swojej rodziny. Gdy my się o tym dowiedzieliśmy. Nie mogliśmy w to uwierzyć, ale jednak loczek wolał zostawić to dla siebie, więc nikt prócz nas o tym nie wiedział.
-Jak się nazywasz?-zadała kolejne pytanie.
-Styles. Harry Styles.-Wzruszył ramionami.
-Styles?-powtórzyła niedowierzająco. Potwierdził skinięciem głową.-Twoja mama to Anne Styles?-ponownie powtórzył czynność.
-A to jest wspólne z?
-Anne Styles. W 1996 roku wyszła książka podtytułem ''Haunted Place''. Rok po wydaniu owej historii w tajemniczy sposób zostały porwane trzy osoby, z czego przeżyły tylko dwie. Jedna nie odniosła żadnej rany, ale niestety druga nie miała tyle szczęścia i zmarła w szpitalu. Policja zamknęła tą sprawę nie wyjaśniając jej, ale w wywiadzie przeprowadzonym przez jednego ze śledczych zapisane było, że dziewczyna, która wyszła cało z tego wyjawiła co właściwie działo się przez tydzień od porwania. Opowiedziała dosłownie podobną historię co była w książce. Lecz lekarze, którzy byli przy wywiadzie stwierdzili, że w ostatnim czasie ona i jej towarzysz byli pod działaniem środków odurzających i wszystko spisali z tej książki. Po niecałym miesiącu została zamknięta  w zakładzie psychiatrycznym, gdzie próbowała popełnić samobójstwo.-Wyjaśniła.-Pięć lat po wydaniu książki zostały porwane kolejne cztery osoby i tylko jedna przeżyła. W następnych dziesięciu latach kolejne dwanaście osób, z czego tylko trzy wyszły cało. -Dodała, a ja nie mogłem w to uwierzyć.
-A-ale jak to?-zapytałem niedowierzająco w słowa, które przed chwilą usłyszałem.
-Twoja mama była podejrzewana o wszystkie morderstwa w okresie tych piętnastu lat, ale jednak psychiatra stwierdził, że to jest nie możliwe. -Kontynuowała.- Najciekawsze jest to, że rok przed wydaniem zostało porwane pięć osób...Z czego tylko dwie przeżyły. -Jeszcze bardziej wystrzeliłem oczy.
-C-czyli moja mama jest zamierzana w to wszystko?-zapytał niedowierzająco Harry.
-Miejmy nadzieje, że nie. Lecz nic nie dzieje się bez powodu.-Powiedziała.- Może to, że tutaj jesteśmy jest spowodowane naszymi problemami rodzinnymi? Tego nikt nie wie. Możemy mieć szanse na wyjaśnienie tego, ale nigdy w pełni nie będziemy mogli zrozumieć dlaczego coś się dzieje.-Dodała.
-To jest nie możliwe, przecież u nas w domu nigdy nie była policja. -Próbował się bronić.
-Policjanci mają wiele sposobów na ''porozmawianie z przestępcami''.-Odparła.-Ale nie mówię, że to wszystko dzieje się przez twoją mamę. Po prostu uważam, że musicie to wiedzieć.
-A skąd ty tyle wiesz o tych morderstwach?-zapytałem.
-Mam dobre kontakty z policją, pomimo tego, że ojciec jest w więzieniu. Po prostu dopuszczają mnie czasami do papierów, gdy chce coś przeczytać, lub wyjaśniają mi niektóre rzeczy.-Odpowiedziała.
-Twój tata jest...-Nie mogłem dokończyć.
-Tak.-Przerwała błyskawicznie, a ja nie miałem odwagi wypytywać o szczegóły.

    Nikt już więcej się nie odzywał, a cisza panująca w pokoju była okropna. Zayn'a nie ma już od około dziesięciu minut. Starałem się jak najbardziej mogłem zapanować nad burczeniem w brzuchu. Mamy poszukać coś na pierwszym piętrze. -Ciągle sobie powtarzałem. Ciekawi mnie właśnie ta historia z morderstwami. Czy znaleźli ciała? Lub, czy wiedzą jak zostali zabici?
-Droga wolna.-Usłyszałem męski głos na co od razu się wystraszyłem.
-Zayn!-powiedziała zadowolona Cynthia. -Dobra to idziemy.-Rozkazała, a my po chwili już wyszliśmy z pokoju.
     Szliśmy mały kawałeczek, aż nie weszliśmy w korytarz. Dziewczyna miała racje, gdyż w jednej ścianie (tej, o której mówiła) znajdowała się wielka dziura. Jakby brama to innego wymiaru. Za ścianą, która została  z niewiadomych przyczyn rozwalona kryły się długie, postarzałe schody, na których widniały dużej ilości drobinki kurzu i brudu. Widać było na nich stare odciski czyjś kroków. Pajęczyny były porozwieszane na całej długości pokoju. Tak, że wszystko było widoczne wręcz, jak przez mgłę.
-fuuj.-Odparła Clarie.-My chyba nie będziemy się przeciskać przez to coś?-zapytała z obrzydzeniem, ale po minie Cynthii nawet ja zbielałem, jak trup.  Dziewczyna weszła jako pierwsza w wielkie szpony pajęczyn i już po chwili znajdowała się na schodach. -J-ja tam nie wejdę.-Prawie, że pisnęła na samą wieść, że musi iść jako kolejna.
-Clarie, nie rób z siebie dziecka. Jak chcesz umrzeć to sobie siedź na tym poziomie, ale ja nie zamierzam specjalnie posprzątać, abyś ty mogła przejść jak jakaś dama.-Powiedziała Cynthia tak ostro, że dziewczyna po chwili stała obok niej. Blada. Tak jakby zrobiła rzecz, która jest na prawdę straszna. -Louis idziesz?-zapytała nie rezygnując z tonu. Niewiarygodne, jak ona się nadaje na przywódczynie! Nie dość, że wie prawie wszystko, to jeszcze wie co mówić i jak. Chłopak posłusznie przeszedł przez przeszkodę.-Harry?-przebiegł się do nich.-Zayn?-on jedynie przewrócił oczami i poszedł. O nie zaraz ja, a może to już? Nie. -Niall?-uff.
-M-muszę?-wyjąkał, ale popchnąłem go w ich stronę. I po co ja to robiłem? Przecież teraz moja kolej. O nie!
-Liam?-Wziąłem wielki wdech i powolnym krokiem pomaszerowałem w ich stronę. Jednak zaczepiłem się o jedną z pajęczych nici i nie mogłem się wydostać.

  Nie uda wam się przeżyć, więc po co walczycie? Hahaha żenujący jesteście, dajecie nam tylko zabawę, przy której nieźle się bawimy! 

Nie potrafiłem nawet drgnąć. Nie wiedziałem co się dzieje dookoła mnie, ani kiedy Cynthia z Zayn'em mnie wyciągnęli i położyli na schodach.
    Dopiero po paru minutach odzyskałem świadomość co się dzieje. Te głosy... Co one chciały powiedzieć? To nie możliwe, że zginiemy z takim przewodnikiem!
-Liam co słyszałeś?-zapytała spokojnie dziewczyna siadając obok mnie.
-S-skąd ty wiesz, że...-Przerwała mi.
-Straciłeś świadomość na prawie dziesięć minut.
-Gdzie reszta?-zapytałem się, gdy zdałem sobie sprawę, że jesteśmy sami.
-Poszli zobaczyć na dół, czy nie ma jakiejś pomocnej rzeczy. Za pięć minut wrócą.-Odpowiedziała.
-Na dół?
-Jak byłeś ''nie przytomny'' nie mogliśmy ruszyć na górę, więc postanowiliśmy trochę tutaj pogrzebać i znaleźliśmy drzwi to piwnicy. Ja postanowiłam z tobą zostać, a reszta dla bezpieczeństwa poszła razem.
-Skąd wiesz, że tam jest bezpieczniej?
-Bo jak na razie pozbyliśmy się z drogi wszystkich potworów. Znając moje przypuszczenia są na drugim piętrze. -Westchnęła.
-Czyli chwilowo nic nam nie zagraża?
-Nie- uśmiechnęła się.- To co słyszałeś?
-Że nie uda nam się przeżyć i na marne walczmy. Dajemy im tylko świetną zabawę.
-Niebywałe!-zawtórowała. Spojrzałem się na nią zdziwionym wzrokiem.-Przez to, że chciałeś się popisać i udawać odważnego usłyszałeś coś, czego nawet ja nie mogłam dostrzec. Oni chcą nas zniechęcić do walki, aby się jeszcze bardziej zabawić naszym kosztem. -Wyjaśniła.
-Skąd ty to wszystko wiesz?-zapytałem łapiąc się na odwagę.
-Moja mama była wojowniczką zanim trawiła na odwyk. Nauczyła mnie wiele rzeczy.
-Czekaj. Twój tata jest w więzieniu, a mama na odwyku?-potwierdziła ruchem głowy. -Ale jak to możliwe?
-Tata ciągle ćpał, pił i używał przemocy. Mama zatraciła się w alkoholu. -Odpowiedziała kładąc się na schodach.
-Masz rodzeństwo?
-Jedynie młodszego brata, który chodzi do podstawówki.
-Ale jak to? Jest teraz sam?-zapytałem niedowierzająco.
-Jest mądry. Poradzi sobie przez te kilka dni.
-Kilka dni?-powtórzyłem.-Skąd wiesz?
-Na pewno nie uda nam się dzisiaj wydostać.
-Jutro.
-Góra trzy, cztery dni.-Wyszeptała, a ja gwałtownie podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Cztery dni?!-prawie, że wykrzyczałem.
-Tak.
-Nie. Ty chyba sobie jaja robisz.
-Mamy dojść na czwarte piętro, a po trzech dniach jesteśmy dopiero pomiędzy pierwszym, a drugim. Wątpię, że będziemy tak mądrzy, aby odnaleźć podobną klatkę schodową. -Przewróciła oczami.
-Mamy  dwa pistolety!-usłyszałem uratowany damski głos. Spojrzałem się w tamtą stronę i zauważyłem wielkie drzwi, zza których wychodziła brunetka.
-Pokaż.-Zdecydowała Cynthia entuzjastycznie.
-Masz, jest twój.-Uśmiechnęła się szeroko, a dziewczyna zdziwiona przyjęła broń.
-D-dzięki.-Wyjąkała. Pierwszy raz widzę ją, jak się tak zachowuje. To niebywałe wręcz! Teraz bardziej przypomina zszokowaną dziewczynkę, niż wojowniczkę.
-Liam trzymaj!-powiedział Zayn i rzucił w moją stronę jakiś przedmiot. Po chwili zdałem sobie sprawę, że tajemnica rzecz to nóż abordażowy. Nie mogłem uwierzyć, że trzymam w rękach coś, co było kiedyś jedną z broni piratów! Złapałem za drewniany uchwyt i przejechałem po ich rysach. Było coś tam narysowane, ale nie wiedziałem za bardzo co. Moja dłoń idealnie pasowała do 'miecza'.
-Zayn a ty co masz?-zapytałem.
-PP2000.-Odpowiedział obojętnie,
-Przecież to rosyjski pistolet maszynowy klasy PDW.-Zawtórowałem.-Skąd tutaj takie coś? Przecież jesteśmy w psychiatryku. Tutaj nawet scyzoryka nie powinno być-Dodałem.
-A tam. Jest nie wygodny, a w dodatku co? Będziemy strzelać do trupów? Za głośno by było i jeszcze więcej by przylazło.
-W sumie racja.-Potwierdziłem.
-Nikt nie będzie strzelał dopóki ja tak nie zadecyduje. Będziemy ich używać na trzecim lub czwartym piętrze, więc ten kto ma plecak niech chowa. -Powiedziała Cynthia i schowała broń zza pasek.
-Bawisz się w gliniarzy?-Louis'a widocznie rozśmieszyło.
-Nie. Musimy iść. Zmarnowaliśmy już za dużo czasu. Jest dziesiąta rano, a my równe dziewięć i pół godzina na znalezienie jakiegoś tropu i pokoju, aby przenocować. -Zaczęła iść po schodach.
-Tym razem masz mówić, jak coś wykombinujesz.-Rozkazał Zayn. Dziewczyna pokazała mu jedynie środkowy palec i weszła na kolejny stopień.
  Niechętnie powędrowałem za nią. Nigdy nie lubiłem wchodzić po schodach, nawet na pierwsze piętro. Nie chciało mi się nawet przejść na następny stopień, ale na szczęście dotrwałem do końca i jesteśmy na pierwszym piętrze! Spojrzałem na korytarz, który bardziej wydawał się na miejsce, gdzie zostają zatrzymywane osoby chore psychicznie. Długa biała podłoga, która jedynie trochę poszarzała przez bród.  Jasnawy sufit i jasnożółte ściany, które w połowie zostały przecięte grubą, szarą kreską. Co parę metrów były postawione brązowe drzwi z małymi otworkami na to, aby lekarz mógł zobaczyć stan pacjenta bez wchodzenia.
-Wow.-Wydusiłem z siebie.-C-czy my jesteśmy w tym samym miejscu?-zapytałem z niedowierzaniem.
-Coś mi się zdaje, że to jest iluzja.-Odpowiedziała Cynthia. -Chodźmy.-Dodała i ruszyła przez korytarz. Rozglądałem się na wszystkie strony mijając kolejne pokoje. -Ej czekajcie. Ktoś tutaj idzie.-Powiedziała spanikowana i weszła w jedyne drzwi, które nie miały otworu u góry. Szybko poszedłem w jej stronę i jeszcze bardziej mnie wbiło w osłupienie. Po chwili usłyszałem jak drzwi się zamykają i ktoś przekręca je blokując wyjście, czy też wejście. Nie mogłem uwierzyć w własne oczy.
  Otrząsnąłem się i rozejrzałem po pokoju. Ściany były koloru bardzo jasnego, wręcz migdałowe. W lewym kącie stało wielkie biurko z wieloma półkami, na których była masa  papierów. Spojrzałem w prawą stronę i na ścianie była porozwieszana duża ilość zdjęć. Pisnąłem.
-Harry.-Powiedziałem prawie szeptem. Chłopak do mnie podszedł i spojrzał w tą samą stronę co ja.-T-to twoja mama i tata.-Wyszeptałem.
-A to jesteśmy my.-Dodała Cynthia.
-Co tutaj się dzieje?-zapytała Clarie.
-Czekajcie. Widziałam na stole z jedzeniem liścik. -Spojrzałem się na wielki stół przykryty białym obrusem, na którym widniało wielkiej ilości jedzenie. Od sałatek do potraw mięsnych. Cynthia wzięła kartkę i zaczęła czytać.


     Gratuluje. Znaleźliście się na drugim piętrze. Nie jestem taki zły i w nagrodę macie dwie godziny odpoczynku. Nie musicie się martwić. Nikt nie ma prawda was tknąć dopóki zegar nie wybije równych dwóch godzin. Możecie jeść i zabrać ile tylko wasza duża zapragnie. LECZ MUSICIE WIEDZIEĆ: Jak wybije już czas to miejsce zaroi się od 'potworów', więc radzę uważać. 
Smacznego i powodzenia! 
Mr. J.

 -Co? Kto to ten Mr. J?-zapytała zdezorientowana Clarie. 
-Zapewne ten, kto nas tutaj uwięził. Chce się nami zabawić.-Powiedziała Cynthia. Czemu ja od razu na to nie wpadłem?! 
-A no tak! Któż to inny mógł być?-Niall walnął się otwartą dłonią w głowę.-Tylko teraz kryje się pytanie: Kto się podaje pod ten pseudonim? -spojrzał na Cynthię. 
-Może najpierw coś zjedźmy, a później obgadamy co i jak.-Zasugerowała, a wszyscy się zgodziliśmy z tą propozycją. 
   
    Po paru minutach wszyscy byliśmy już najedzeni. Aż nie chciało się wierzyć, że mamy jeszcze ponad półtorej godziny odpoczynku. Może na trzecim poziomie będą cztery godziny? To by mi odpowiadało. 
-Mr J. Są dwie osoby w protokołach policyjnych o takim pseudonimie.-Powiedziała Cynthia siadając na miękkim dywanie, a po chwili już na nim leżała. 
-Gdzie? -zdziwiłem się.
-Ja mówię tak na określony zbiór papierów, ale w policji jest to zbyt skomplikowane, jak na mnie. Haha, wiele razy mi próbowali to wyjaśnić, lecz im się nie udawało.-Śmiała się. 
-Serio nie wiesz co to? -zapytał Zayn z niedowierzaniem. 
-Nie praw mi tutaj lekcji. Nie muszę wiedzieć wszystkiego o policji.-Broniła się.
-No mów dalej, a nie!-wkurzyła się Clarie. 
-Oj no dobra. W protokołach więziennych są dwie osoby, o takim samym pseudonimie. Leczy tylko jeden jest seryjnym mordercą. Patrząc na to, że tutaj możemy zginąć, mamy do czynienia z Jamie'm Korley'em.-Powiedziała. -Wybiera sobie ofiary i testuje ich wytrzymałość w ekstremalnych warunkach i tylko ci najlepsi wracają do domu. Uwielbia bawić się życiem innych ludzi. -Kontynuowała szybko.-Jest bardzo niebezpieczny i od dwóch lat jest poszukiwany przez policje.-Wyszeptała prawie niesłyszalnie. 
-C-co? -wyjąkaliśmy wszyscy razem. 
-Mam rozumieć, że tutaj zginiemy? -zapytała Clarie. 
-Nie, nie zginiemy. Musimy być jedynie mądrzejsi od tego miejsca. Musimy być najlepsi, a nikt nie umrze. -Powiedziała na wydechu. -Mamy jeszcze równe półgodziny. Odpocznijmy i może niech każdy opowie swoją historię życia. -Dodała. Nikt jej nie odpowiedział.-Harry może ty opowiesz?
-Ojciec zmarł jakieś dwa lata po moich narodzinach, a mama kilka lat temu wyszła ponownie za mąż. -Odparł zamykając oczy.
-Liam?-westchnąłem, czemu nie mogłem być ostatni?
-Ja mam normalne życie. Nic dodać, nic ująć.-Odpowiedziałem.
-Ale mi odpowiedź, no nie no. Dobra Louis?-ziewnęła.
-Ty w ogóle spałaś?-zapytał zamiast opowiedzieć.
-Mówisz?-odpowiedziała tak zwanym pytaniem na pytanie.
-Co mam opowiadać? Tata został zabity parę lat temu, a mama. No jest.-Wzruszył ramionami.
-Niall?
-Rodzice są w delegacji. Brat zmarł rok temu.-Powiedział. Nigdy nie mówił o swoim bracie na takim luzie.
-Hm, Zayn?-spojrzała na niego.
-Moja historia życia nie jest interesująca.-Również położył się na dywanie nieopodal niej. Po chwili wszyscy leżeliśmy obok siebie i odpoczywaliśmy. 

~Harry~

  Nadal nie potrafiłem zrozumieć tego, że moja mama mogłaby w jakikolwiek sposób być zamieszana w to. Chciałbym już to wszystko wyjaśnić i mieć to z głowy. Wprawdzie to tylko takie jakby przypuszczenia, ale i tak nie mogę tego pojąć. 
-Zostało półgodziny. Powinniśmy się zbierać i znaleźć coś.-Podniosła się otwierając oczy.
-S-skąd ty w ogóle wiedziałaś ile nam zostało? Przecież nie patrzyłaś w zegarek!-jąkał się Niall. Spojrzałem na zegarek i na prawdę zostało półgodziny.
-Przypuszczenia.-Mrugnęła figlarnie i wstała. -Niech każdy weźmie coś do picia i jedzenia. Idziemy.-Rozkazała surowym tonem. Aż ciarki mnie przeszły. Wziąłem posłusznie butelkę wody mineralnej i dwa jabłka, pomarańcz i sok winogronowy.
-Harry? Serio? Odchudzasz się czy co?-zażartował Louis.
-Bardzo śmieszne Tommo.-Fuknąłem.
-Dobra nie bawcie się, idziemy.-Cynthia kierowała się w stronę wyjścia i po chwili opuściła pokój.
-Na co jej się tak spieszy? Mamy jeszcze dwadzieścia pięć minut.-Szedłem w jej stronę, opuszczając jednocześnie pomieszczenie. Reszta szła za mną nie odpowiadając na moje pytanie. -Gdzie idziemy?-zapytałem skręcając w korytarz na prawo.
-Znaleźć pokój, a raczej miejsce gdzie będziemy bezpieczni. Niekoniecznie dzisiaj muszą nas zabić. -Zaśmiała się.

    Szliśmy już trzy godziny i na szczęście nie było żadnych akcji z potworami. Nie chciałbym stanąć twarzą w twarz z  tymi ohydnymi ciałami. Tak na prawdę nie widziałem ich na żywo, ale przypuszczam, że są nieprzyjemne. Może Cynthia ma racje i dzisiaj nam nic się nie stanie? Oby tak było. Nie miałem ochoty na żadne ucieczki.
-Daleko jeszcze? Zostały niecałe dwie godziny do zmroku.-Jęknąłem niezadowolony.
-Jeżeli intuicja mnie nie myli zaraz będziemy w bezpiecznym miejscu.-Uśmiechnęła się i odwróciła. Zdziwiło mnie to, że spojrzała się na Niall'a. O co w tym wszystkich chodzi? Szybko wróciła do swojego zadania. Czyżby coś tutaj się kryło? Jakaś tajemnica? Dobra Harry to nie twój interes.
Skręciliśmy jeszcze dwa razy w jakiś korytarz i już po chwili staliśmy przed jakimś wielkim otworem. Kolejna rozwalona ściana.
-Dlaczego tutaj przyszliśmy ? Przecież tutaj nie ma niczego...-Przerwała mi.
-Czekaj. -Podeszła do najczystszej ściany.-Bingo!-klepnęła w jedno miejsce, a ściana tak jak ostatnio się otworzyła.
-A-a-ale skąd ty to wiesz?-zapytałem jąkając się.
-Intuicja kolejny raz  mnie nie zawodzi.-Uśmiechnęła się dumnie wchodząc do pomieszczenia.

  Nikt się już więcej nie odzywał. Do zmroku pozostało jeszcze półtorej godziny, więc nie musieliśmy się martwić na zapas. Ściana za nami się zamknęła, a mnie przytłoczyła ciemność. Po chwili usłyszałem jak ktoś odpala zapalniczkę i spojrzałem w stronę Cynthii. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Dziewczyna zapalała świeczki!
-Ale?-Clarie była równie zszokowana.
-Zayn kontynuuj. -Podała zapalniczkę chłopakowi po czym włączyła lampkę w telefonie. Dziwne, że bateria jej nadal trzyma. Moja jest już na skraju wytrzymania.
  Pokój był bardzo duży i solidny. Wygląda tak, jakby nikt przez ostatnie dwadzieścia pięć lat w nim nie był.  Ściany koloru ciemnego brązu. Na jednej z nich widniało wielkie okno na całą ścianę. Poszedłem w tamto miejsce i wyjrzałem przez nie.
-Ej patrzcie.-Powiedziałem, gdy zdałem sobie sprawę na co patrze. Przerażenie ogarnęło całe moje ciało, wraz z rozumem. Na zewnątrz był wielki, bardzo wielki ogród, a w nim wielki labirynt. Gdzieniegdzie przemykały jakieś cienie, czyli ktoś tam jest.
-Co to?-zapytała niedowierzająco Clarie.
-Nie.-Wyszeptałem spoglądając w lewą stronę.-Spójrzcie na to.-Wskazałem ręką na niewielki kawałek podwórka ogrodzony płotem.
-Mają tutaj cmentarz?-jeszcze bardziej zdziwiła się dziewczyna.
-Gdzie? -spytała Cynthia podchodząc do nas.
-Zapewne tam chowają zwłoki ludzi, którzy nie przeżyli tutaj. -Wyjaśniła.-Ten labirynt jest ostatnim działem, który trzeba w pełni przejść, aby przeżyć.-Kontynuowała.
-Skąd ty to wiesz?
-Przypuszczenia. Wystarczy trochę pomyśleć.
-Nie rozumiem.
-Czego tutaj nie można rozumieć? To miejsce jest chore i musimy się wydostać.-Powiedziała dziewczyna wkurzona tą sytuacją.-Zapaliłeś już wszystkie świeczki?-zwróciła się teraz do Zayn'a.
-Tak.-Odpowiedział grzecznie.
-Dobra. Więc weźcie coś zjedźcie i musimy iść spać.
-Teraz bawisz się w kochaną mamusie? -Droczyłem się z nią.
-Tak synku do łóżeczka, już po dobranocce.-Mówiła przesłodzonym tonem głosu, a ja nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać.
-Co wy tam wyprawiacie?-dobiegło mnie pytanie Niall'a.
-Em, nic.-Powiedziałem. -Jak to jest możliwe, że my znaleźliśmy się po drugiej stronie pokoju?-zapytałem zdezorientowany.
-Magia.-Zaśmiała się.
-Dobra teraz na serio wszyscy idziemy spać.-Rozkazała.
-Dlaczego?-zapytałem się udając smutnego.
-Jamie może być sprytny. Dał nam dzień ''wolnego'', aby uśpić naszą czujność. Jutro będzie ciężki dzień.- Westchnęła i się położyła na podłodze. Powtórzyłem jej czyn i już po chwili zasnąłem.


Uwaga:  Ten rozdział pragnę zadedykować Emilii Maciejewskiej, która ma dzisiaj urodziny! Wszystkiego najlepszego skarbie, szczęścia, zdrowia! :D ♥ 


   Witam! Ten rozdział chyba najszybciej mi się pisało, ale też jest minus: tamte rozdziały miały po 4000 słów, a ten ma ledwie 3284 słów, ech. :/ Przepraszam za błędy, ale nie mam siły nawet tego poprawiać, a po za tym są wakacje, a ja po kilka dni lub nocy marnuje na pisanie tych rozdziałów;-;

 Więc nie rozpisując się za bardzo: rozdział będzie na początku sierpnia prawdopodobnie, gdyż mam niedługą imieniny i chce zrobić sobie przerwę malutką.
  Pozdrawiam xx

piątek, 10 lipca 2015

Chapter 2 'marked'

       Słowa.-Toniemy w każdym słowie, które wypowiemy. Tym razem nie złapiemy się koła ratunkowego i nie wydostaniemy się na powierzchnię, lecz spadniemy w czarną otchłań, która na nas czeka i piszę kolejne scenariusze. 

~Clarie~
  Blask słońca próbował dostać się do moich oczu, przez co niechętnie musiałam otworzyć zaspane powieki. Gdzie ja jestem? To pytanie nasunęło się kiedy zdałam sobie sprawę, że nie znajduję się w swoim wygodnym łóżku. Jęknęłam przypominając sobie ostatnie godziny. Mówiąc w skrócie.-Zostaliśmy porwane. Lecz zastanawiało mnie to, czy jesteśmy tutaj same. Dobra, Clarie uspokój się. Trzeba iść. Mamy się wydostać.-Powtarzałam nerwowo w myślach i usiadłam na kamiennej podłodze, na której ostatnio dość często przesiaduję.
-Musimy iść-usłyszałam cichy szept Cynthii.. Kolejny raz dzisiaj jęknęłam niezadowolona chcąc, aby to wszystko się w ogóle nie wydarzyło. To chore! kto normalny zrobiłby coś tak absurdalnego, jak to?
-Wiem.-Odparłam. Wiedziałam, że ten kto nas tutaj uwięził na pewno wymyślił każdy nasz krok, każdy nasz ruch. Dobra Clarie, przeginasz! -błądziłam w swoich myślach, ale co innego nam pozostało? Ponownie wstałam i na chwilę się zatrzymałam nie wiedzą, w którą stronę mamy się skierować. Wiem z filmów, że takie wybory decydują o życiu, ale na szczęście nikt nie byłby tak niemądry i robił jakąś scenę filmową, prawda?
-Em, może chodźmy w lewo?-wyjąkałam drapiąc się po głowie, spoglądając jednocześnie to w jedną stronę, to w drugą.
-Okej.-Przytaknęła i zaczęliśmy iść wyznaczonym korytarzem. Z nieznanych powodów zaczęłam się cała trząść i czułam się prześladowana. Jednak zignorowałam to przeczucie i chciałam wymyślić jakikolwiek temat do rozmowy, aby chociaż na chwilę zapomnieć w jakiej sytuacji jesteśmy.
 -Może opowiesz mi coś o sobie? Rodzina, pasja?-zapytałam niepewnie nasłuchując każdy szelest. 
-Mieszkam z młodszym bratem. Rodzice się nami za bardzo nie interesowali. Ojciec ciągle kradł, ćpał i używał przemocy, rok temu poszedł do więzienia, a mama nie potrafiła przestać pić, więc jest teraz na odwyku. -Żal serce mi ściskał, jak tego słuchałam.-Pasja? Kocham słuchać muzyki i czytać książki, to takie odejście od rzeczywistości.Teraz twoja kolej.-Dodała. 
-Em, w prawdzie nie mam tak źle, jak ty. Jestem jedynaczką. Rodzice rozwiedli się, gdy miałam dwa latka, a parę lat temu mama ponownie wyszła za mąż. -Wyjaśniłam. -Zajmuję się muzyką. Gram na gitarze, perkusji i na pianinie.-Odparłam niewzruszona.
-Ciekawe hobby-uśmiechnęła się szeroko, na co ja zaczęłam się śmiać. 
   Chodziliśmy już z trzy godziny, a wyjścia nadal nie mogłyśmy znaleźć. Czułam się osaczona. Tak jakbym odbywała karę, na którą zasłużył ktoś inny.
-Ej cicho-szepnęła Cynthia.-Słyszysz?-zapytała odsuwając się trochę w tył, wpadając jednocześnie na mnie. 
-Co?-odpowiedziałam zdezorientowana nie wiedząc co się dzieje. 
-Ktoś tutaj idzie. Chyba trzy osoby.-wyszeptała, wychylając się trochę zza ściany. 
-Skąd to wiesz?-niedowierzająco odszeptałam. 
-Moja mama była wojowniczką zanim zaczęła pić.-wyjaśniła ściszonym głosem.-Odziedziczyłam po niej krew wojownika, więc mam trochę lepiej rozwinięty słuch, wzrok, oraz węch, jak i inne zmysły.-Dodała. 
-Oh.-Tylko to mogłam w tej chwili wypowiedzieć. -Daleko są?-zapytałam po chwili. 
-Zaraz wejdą w nasz korytarz. Raczej nie są groźni.-Odpowiedziała na kolejne pytanie, jakie chciałam zadać. 
-Liam debilu, nie wlecz się tak!-doszedł do moich uszu niski, męski krzyk, a ja odruchowo zakryłam twarz.
  Pisnęłam, gdy tylko ujrzałam trzy cienie, które prawie weszły do naszego korytarza. 
-Idiotko!-krzyknęła Cynthia i zaczęła biegnąć w ich stron.- Musimy uciekać. Wszyscy za mną!-krzyczała spanikowana skręcając w kolejny korytarz. Zaczęłam biec w jej stronę. 
-Chodźcie.-Powiedziałam omijając ich, a oni po chwili biegli ze mną w kierunku Cynthii. 
-Tutaj! Szybko!-była blada jak trup, a jej twarz błyszczała strużkami potu. Jeszcze większy ogarnął mnie strach, a nogi same biegły z całych sił. Po krótkiej chwili wszyscy siedzieliśmy w małym pokoju, a Cynthia zamknęła kopniakiem mocno drzwi. Tak silnie, że czułam wibracje pod nogami. Opadła na podłogę ślizgając się po ścianie. 
-Co cię opętało?-zapytałam szeptem, łapiąc powietrze do płuc. 
-Tam były jeszcze dwie osoby. Kiedy pisnęłaś zaczęli biec w naszą stroną. Ich kroki były za ciche, jak na człowieka. -Masowała sobie skronie.- A tak po za tym jestem Cynthia, a to Clarie.-Przedstawiła nas.
-Ja jestem Zayn, Liam i Louis.-Powiedział siadając już opanowany. 
-Wiedziałem, że nie jesteśmy sami-uśmiechnął się dumnie, chyba Louis.
-Cicho, zaraz będę koło nas.-Szepnęła. 
  Siedzieliśmy parę sekund w ciszy dopóki zza drzwi dobiegł nas głośny huk. Z trudem powstrzymałam pisk, zakrywając usta dłonią. Kątem oka zauważyłam, jak Cynthia wstała i zaczęła po cichu kierować się do drzwi. 
-Co ty robisz?-szepnęłam spanikowana. Ona jedynie przytknęłam palec do warg i przyłożyła głowę do drewnianej framugi. 


~Cynthia~
  Próbowałam nasłuchiwać ich głosy, które były nadzwyczaj ciche, aż dziwi mnie to, że mogłam je słyszeć. 
-Nie martw się. Nie wydostaną się tak szybko stąd. -Piskliwy głos był ohydny, taki zdechły, że zrobiło mi się nie dobrze. 
-No racja, muszą przejść na czwarte piętro, aby znaleźć wyjście.-Zaśmiał się tym razem niski głos, od którego żołądek podszedł mi do gardła.-Chodź. To dopiero drugi dzień, będą mieli jeszcze więcej rozrywki. -Dodał i już tylko słyszałam ich kroki. Zakryłam usta dłońmi, abym nie zwymiotowała. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a wszystkie narządy zaczęły skręcać tak, że jeszcze bardziej mnie mdliło. 
-Co się stało?-usłyszałam opiekuńczy głos Clarie, która znalazła się obok mnie. 
-Błagam niech odejdą!-powiedziałam błagalnym głosem, kaszląc cicho. -Nie czujesz tego? -wyszeptałam tracąc powoli świadomość, starając się zapanować nad bólem. 
-Czego? -zapytała zdezorientowana. 
-Trupy. To są trupy.-Wyszeptałam. Ona spojrzała na mnie wielkimi oczami.
-Proszę powiedz, że to żart.-Wyszeptała, a ja w końcu mogłam normalnie oddychać. 
-Nie, to nie żart.-Powiedziałam już głośno.-To muszą być trupy. Ledwo słyszalne kroki, oraz ohydny zapach. -Próbowałam ponownie nie zwymiotować.- A po za tym ich głosy...-przerwałam.-Są zdechłe, jakby od paru lat nie żyły. Czyste Zombie.-Skończyłam i w końcu na towarzyszy, którzy patrzyli na mnie, jak na osobę, która właśnie przeżywa koszmary nocne. -Mówię prawdę. Umarli. Przeraża mnie to miejsce.-Próbowałam sama przekonać się, że takie rzeczy nie istnieją. 
-Mówili coś?-zapytał Zayn omijając moje przemyślenia.
-Jedynie, że to dopiero początek, i że to nie wszystko. -Odpowiedziałam zgodnie z prawdą zostawiając najlepsze na koniec. -Jeszcze coś. Wyjście znajduje się na czwartym piętrze. 
-Chociaż to-szepnęła Clarie. 
-Właśnie nie. Gdy tutaj szliśmy nie było, ani jednej klatki schodowej. Nie było w ogóle przejścia na górę.-Zayn podrapał się po głowie. 
-Typowy kujon, ma dobrą pamięć do dróg i wszystkiego.-Wtrącił dumie Louis.
-Czekajcie!-krzyknęłam.-Jak się nie mylę, tam gdzie się obudziliśmy może być klucz do tej zagadki. 
-Nie rozumiem, nie widziałam tam żadnego klucza.-Odparła skołowana Clarie.
-To metafora-przewrócił oczami Liam.
-Więc w drogę!-zawtórowałam otwierając drzwi 
-Nie możemy iść, są tutaj nasi przyjaciele.-Zatrzymał mnie Louis głosem, jakbym ktoś wziął mu jego ulubioną zabawkę.
-Daleko są?-zapytałam po chwili zastanowienia.
-Jakieś pięć korytarzy dalej-odpowiedział Zayn. 
-To prowadź.- Uśmiechnęłam się blado i przepuściłam go w drzwiach. 

  Te pięć korytarzy przemieniło się w istne szaleństwo. Kiedy tylko mijaliśmy kolejne miejsca, dłużyły się niemiłosiernie, a z każdym krokiem czułam duży smród, który i tak inni nie czuli. Dziwiłam się, że w ogóle mogłam cokolwiek poczuć. 
-Zayn! Liam! Louis! Nic wam nie jest!-Usłyszałam jakiś męski krzyk. Kiedy tylko podniosłam wzrok ujrzałam średniego wzrostu blondyna o błękitnych oczach i wysokiego zielonookiego chłopaka w lokach. ''Fajni przyjaciele''-pomyślałam, gdy wszyscy zaczęli się przytulać.
-Wy zawsze tak? -zapytałam niechętnie przypatrując się całej akcji. To miejsce jest chore, a oni zabawiają się w kochanych przyjaciół kiedy ja nie wiem, gdzie jest ten pokój, w którym się wczoraj obudziłam. Nie rozumiałam, dlaczego nie mogliśmy stąd iść. Przecież w każdej chwili te trupy mogą nas znaleźć. ''Cynthia zaraz pójdziemy, niech się nacieszą''-mówiłam w myślach. 
-Dobra to kiedy idziemy?-zapytałam razem z Clarie. Spojrzałam zdziwiona na moją towarzyszkę i po chwili zaczęliśmy się śmiać. Zawsze poprawiało mi humor, jak ktoś powie to samo w równym czasie. 
-Pff.-Odburknął Liam. 
-O hej, jestem Niall.-Przedstawił się blondyn. 
-A ja Harry.-Przywitał się chłopak w lokach.
-Clarie, Cynthia.-Tym razem to ona nas przedstawiła. 
-Dobra chodźmy. Mamy jeszcze jakieś dwie godziny do wieczora, a chciałabym być chociaż w bezpieczniejszym miejscu, niż to. -Zaczęłam się kierować w następny zakręt. Lecz stanęłam nasłuchując się dźwiękom. 
'Są niedaleko. Słyszałem ich krzyki.' 
Obejrzałam się za siebie.
-Cicho-szepnęłam po raz kolejny tego dnia i na palcach kierowałam się do łazienki, która była za zakrętem. Pokazałam towarzyszą, aby poszli za mną. Otworzyłam powoli drzwi i weszłam najciszej, jak potrafiłam. Dosłownie sekundy później Harry zamykał drewnianą powłokę.-Ani jednego szelestu.-Powiedziałam prawie bezgłośnie. 
  Kilka minut siedzieliśmy w ciszy. Ci nieznajomi nie chcieli odejść, ale też nic nie mówili. Jakby wiedzieli, że my jesteśmy tutaj, tylko nie znali konkretnego pokoju. Cieszyłam się w głębi serca, gdy zaczęli odchodzić. Przeczekałam jeszcze krótką chwilkę i westchnęłam z ulgą. 
-Kto to tym razem? -zapytała Clarie przełykając ślinę. Spojrzałam na nią zdziwiona. Nabrałam głośno powietrza do płuc, aby po chwili je wypuścić. 
-Ludzie.-Powiedziałam obojętnie. -Słyszeli wasze krzyki.-Oskarżyłam ich. -Czyli wiemy dwie rzeczy. Musimy wejść na czwarte piętro i ta droga nie będzie łatwa. -Dodałam wystraszona.-To nie zwykły psychiatryk. To nawiedzony psychiatryk. 
-Nawiedzony psychiatryk?-prawie, że pisnęła. 
-Przecież nie istnieje coś takiego, jak...-Przerwałam Harry'emu. 
-Jak inaczej wytłumaczyć jakieś zombie, które chce nas pozabijać?-Szepnęłam wrogo, po czym zaczęłam cicho kaszleć. Znowu te trupy wróciły. Wszyscy spojrzeli na mnie nie wiedząc o co chodzi, ale się nie odezwali. Dziękowałam Bogu za to, że zrozumieli, aby nic nie robić. 
 ~Louis~
  Siedzieliśmy w jakiejś łazience przez około dwadzieścia minut. Nie za bardzo rozumiałem przed czym tym razem się chowamy, ale to miejsce przeraża mnie z każdą minutą. Cały czas próbuje sobie wmówić, że nie istnieje coś takiego, jak nawiedzony psychiatryk, lecz dobrze wiem, że tylko to tłumaczy to wszystko. A co z tą książką mamy Harry'ego? Przecież tam było podobnie! 
-Może to działo się na prawdę?-pomyślałem, ale szybko odrzuciłem takie myśli. Ciężko było mi usiedzieć w jednym miejscu bezszelestnie. 
-Dobra możemy już iść, odeszli. -Usłyszałem głos Cynthii na co, aż z radości miałem ochotę skakać. Powstrzymałem te zamiary, aby tylko nie wyjść na kogoś, kto właśnie potrzebował wizyty u psychiatry. Wstałem, jak najszybciej i najciszej potrafiłem. 
-To gdzie teraz idziemy?-zapytałem, gdy już wyszliśmy z pokoju. 
-Musimy odnaleźć miejsce, gdzie nas zostawili.-Odpowiedziała Clarie. Cynthia posłała jej uśmiech, który jak mi się zdaje był podziękowaniem, że ona nie musiała nic mówić. 
-Ale gdzie wy...
-Nie wiemy.-Przerwała dziewczyna. -Jesteśmy ciągle w tym samym miejscu, a do zmroku pozostało około półtorej godziny, więc nie mamy czasu na błędne drogi. Clarie pamiętasz mniej więcej w jakim korytarzu byliśmy pozostawieni?-zadała pytanie i skręciła w kolejną uliczkę. 
-Nie za bardzo, ale chyba było tam dużo krwi i zniszczonej tapety.-Podrapała się po karku.
-Dobrze, a czy jak szliśmy były korytarze podobne chociaż odrobinkę? -zadała kolejne pytanie, a mnie to zaczęło ciekawić. Cynthia wie wszystko, lecz każe myśleć Clarie. Dosłownie tak, jak Gregory House z jego ekipą. Zna diagnozę, ale jednak chce, aby to inni na nią wpadli. 
-Nie.-Przerwała.- Nie było. 
-No właśnie.-Odparła entuzjastycznie. Wszyscy na nią spojrzeliśmy.-Wy w ogóle myślicie?-zapytała po czym walnęła z mocną siłą w ścianę, która po chwili się otworzyła. Spojrzałem przerażony w miejsce, gdzie przed chwilą była nowiutka tapeta położona. -To były drzwi. Zastanówcie się. Wszystko dookoła jest zniszczone, dlaczego najłatwiej szukać, gdy coś jest nowe? 
-Po kryje się tam coś, czego nie znajdziemy w starym.-Odpowiedział Zayn wzruszony, że to nie on wpadł na ten pomysł. 
-Brawo panie wszystko wiedzący.-Uśmiechnęła się szeroko po czym weszła do jakiegoś pokoju. Wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni telefon i włączyła latarkę. Czemu ja nie wpadłem, że istnieje coś takiego, jak latarka w telefonie? 
  Miałem ochotę zapaść się pod ziemie swoimi myślami i w głębi serca cieszyłem się, że człowiek nie potrafi czytać w myślach. 
-Bingo.-Powiedziała po chwili milczenia. Zatrzymałem się na chwilę i spojrzałem się na ścianę, która stałą murem przed nami. 
-Cieszy cie widok ''braku przejścia''-Zrobiłem cudzysłów w powietrzu. Przewróciła oczami, po czym dotknęła ściany. -Co ty robisz? -zapytałem zdezorientowany. Chyba jako jedyny nie bałem się spytać wprost. 
-Szukam dziurki. -Odpowiedziała. -Jest!-Krzyknęła cicho. Pociągnęła za jakiś sznurek w ścianie, a ona w jednej chwili zaczęła się otwierać. Usłyszałem stłumiony jęk Clarie. Nie dziwie się jej. Jak każdy tutaj jestem w niemałym szoku.
-Skąd ty to wiedziałaś?- wyjąkałem.
-Nie wiedziałam.-Zaśmiała się. 
-To...
-Nie wiem jak to zrobiłam. Po prostu kierowałam się intuicją. -Przerwała Harry'emu. I weszła w wielką dziurę, która przed chwilą się otworzyła.
-Przecież niedaleko jest nasz korytarz.-Powiedziała Clarie, która w końcu mogła normalnie mówić. 
  Przeszliśmy jeszcze około cztery zakręty i już, gdy mieliśmy wejść w ostatni Cynthia nas zatrzymała. 
-Dobra. Każdy z nas dobrze wie, że tutaj jest niebezpiecznie, a zbliża się noc.-Zaczęła.
-Już rozumiem. -Przerwał jej Zayn.-Najpierw musimy się rozejrzeć po tym ''waszym''-Zrobił cudzysłów w powietrzu.-Korytarzu, a później wrócimy się tam, gdzie będzie bezpiecznie i zostaniemy tam na noc?-zapytał. 
-Wielkie brawa dla pana.-Zaczęła klaskać w dłonie. -Miejsce nie jest wielkie, ale i tak musimy uważać. Po tych wszystkich 'akcjach' nie warto ryzykować własnym życiem, także powinniśmy być sprytniejsi od tego miejsca, ale najważniejsze, żebyśmy byli cicho. -Powiedziała dla utrwalenia. -Więc wy idźcie szukać jakiegokolwiek śladu, abyśmy jutro mogli dostać się na kolejne piętra, a ja będę patrzeć i słuchać, czy aby na pewno nikt nie idzie.-Rozdała zadania. -Pamiętajcie, że jak powiem, że ktoś idzie, macie być w ogóle niesłyszalni i wszyscy macie pójść za mną.-Skończyła, a wszyscy jej przytaknęliśmy. Do tej pory myślałem, że to Zayn jest wszystko wiedzącym, ale zdaje się, że tym razem ma on konkurencje nie do przebicia. 
  Przeszukaliśmy już cały korytarz, a nie ma nawet jednego śladu, aby móc wejść na górę. 
Zrezygnowany usiadłem na podłodze.
-Twój plan nie wypalił kochana.-Powiedział Liam powtarzając moją czynność
-Nie możliwe.-Spokojnie się uśmiechnęła. 
-Przecież nie ma tutaj niczego.-Szepnąłem z politowaniem. 
-Clarie zajmiesz się teraz moim zadaniem, ja się rozejrzę.-Rozkazała władczym tonem. Od kiedy ona uważa się za kogoś, kto będzie decydować co mamy robić? Okej, na początku to nawet wypaliło bo mieliśmy jakikolwiek pomysł na wydostanie się, a teraz, gdy nie wypalił nie wierze już w to. 
     Przeszła kawałek w naszą stronę pełna spokoju rozglądając się na każdą stronę. Spoglądałem na nią czekając, aż przyzna nam racje, że się pomyliła. Przez ostatnie trzydzieści minut był badany każdy kawałek tego korytarza, więc nic nie mogło zostać przeoczone. 
-Przyznajesz się do porażki?-zapytałem od niechcenia.  
-Clarie.-Westchnęła.
-Tak? 
-Słyszysz coś? -zapytała, a ona pokiwała przecząco głową. -A widzisz? -ponownie powtórzyła poprzedni czyn.-Zamknij oczy i skup się.-Rozkazała, a ja jęknąłem zniechęcony już tym. -Co słyszysz? 
-Ktoś tutaj idzie.-Szepnęła wystraszona, a Cynthia uśmiechnęła się lekko. 
-Co powinnaś zrobić?-zapytała, a moje serce zaczęło szybko bić. Czemu ona musi jakiś wywiad prowadzić, jak grozi nam niebezpieczeństwo?! Chciałem coś powiedzieć, ale Clarie się odezwała. 
-Pójść do bezpiecznego pokoju.
-Dlaczego tego nie robisz?-patrzyła się na nią, jak nauczycielka na dziecko, które powoli rozumie zadanie fizyczne, które jest obecnie na lekcji. 
-Nie wiem...
-Idźcie do pokoju.-Rozkazała warcząc, a Clarie zaczęła iść w stronę jakiegoś pomieszczenia. Wszyscy automatycznie poszliśmy za nią i kiedy już byliśmy na miejscu zauważyłem, że Cynthia nie jest z nami. 
-Ej, gdzie ona jest?-powiedziałem zdekoncentrowany. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie wystraszeni, ale nikt nie potrafił iść do niej. 

   Czekaliśmy chwilę w milczeniu wyobrażając najstraszniejsze scenariusze, gdy nagle wielki huk rozszedł się echem przez wszystkie korytarze, a nasze myśli przestały na chwile działaś właściwie. 
-Idioci! Chodźcie jak mnie chcecie!-usłyszałem krzyk Cynthii, a po chwili głośne kroki, które sugerowały, że biegnie i mija nasz aktualny pokój. Byłem tak przerażony, że nie mogłem nawet ruszyć się z miejsca, a reszta sądząc po tym, że też nic nie robią, ma to samo.
Nie minęła minuta, a kolejne kroki przechodziły koło nas. Przełknąłem głośno ślinę. 
-Czy ona jest głupia?-zapytała Clarie otrząsając się z szoku. 
-Chyba tak.-Stwierdziłem.
-Nie, ona nie jest głupia tylko sprytna.-Powiedział Zayn, a wszyscy się na niego spojrzeliśmy nie wiedząc o co mu chodzi.-Myślicie, że dlaczego nic nie zauważyliśmy? Kazała nam szukać, żebyśmy na wszelki wypadek wiedzieli gdzie mamy dalej iść. Przewidziała to, że połowa z nas straci do niej zaufanie, więc dlatego nie przejmowała się twoimi uwagami, Louis.  Kiedy kazała Clarie się skoncentrować wiedziała, że gdy jej plan nie wypali ona przejmie jej miejsce. Zadając pytania chciała ją sprawdzić, a była ostra na końcu, abyśmy się na nią wkurzyli i nie przejmowali jej życiem.Ten huk był spowodowany rozwalaniem czegoś, czyli otworzyła miejsce gdzie dostaniemy się na następne piętro. Dobrze wiedziała, że gdybyśmy znaleźli to wejście chcielibyśmy iść, a nie czekać. Właśnie dlatego nie mówiła, że ktoś idzie i czekała zniecierpliwiona, aż powiemy, że jej plan nie wypalił. Pamiętacie jej wyraz twarzy, kiedy Louis to jej powiedział? Była spokojna i opanowana. Spodziewała się tego wszystkiego, spodziewała się też tego, że będziemy wszyscy w niebezpieczeństwie, gdybyśmy byli w tym korytarzu kiedy ktoś z nas otworzyłby to miejsce. Znając siebie, każdy by uciekł w inną stronę, a tutaj właśnie trzeba być razem. Zaryzykowała własnym życiem, abyśmy mieli bezpieczną drogę na kolejny poziom, a patrząc na to, że jest już prawie noc musimy pozostać w tym pokoju i ona wie gdzie jesteśmy. Jak uda jej się przeżyć, przyjdzie tutaj.-Wytłumaczył, a mi zrobiło się niedobrze, że mogłem chociaż chwilę w nią zwątpić. 
-To nie możliwe, że ona to wszystko wymyśliła. Na pewno..
-Clarie. Ona to wymyśliła. Dlatego przez całą drogę zadawała różne pytania. Sprawdzała cię, a dobrze wiedziała co się będzie dziać i jak zareagujemy. -Przerwał jej.-Nikt z nas nie wierzył w jej siły, bo nikt z nas jej tak na prawdę nie znał. -Dodał wzdychając. 
-Mam wrażenie, że obwiniasz się za to.-Powiedziała Clarie, a on tylko się szeroko uśmiechnął. 
-Wiesz jak trudno znaleźć kogoś o podobnym toku myślenia? Nie obwiniam się za to bo wiem, że wróci. Jest za sprytna na to, nawet ja ledwo ją rozszyfrowałem. -Odpowiedział. 
-Jak wy możecie z nim wytrzymać?-zapytała.-Czuje się taka głupia.-Zaśmiała się. 
-Nie łatwo jest kolegować się z kujonem, którego nawet nauczyciele czasem mają dość.-Próbowałem go jakoś rozdrażnić, ale jego spokój mu na to nie pozwalał. Ciekawe, jak to robi. 
-Ustalmy, co i jak będziemy robić.-Odezwał się po raz pierwszy Harry. 
-Dobry pomysł.-Zgodziłem się. 
-To niech Clarie przejmie pałeczkę Cynthii, która oby jak najszybciej wróciła.-Zasugerował Niall. 
-Clarie?-zapytałem czekając, aż zacznie rozdzielać zadania, które to Cynthia powinna rozdawać. Byłem idiotą sądząc, że nie powinna być przywódcą. Jak ja mogłem chociaż tak pomyśleć? 
-To może ja i Zayn będziemy pilnować, czy ktoś się nie zbliża do naszego pokoju, a wy w tej chwili odpocznijcie, a później się najwyżej zmienimy. Co wy na to? -zapytała, a każdy z nas zgodził się na taką kolej rzeczy.


~Zayn~
  Tak jak powiedziała Clarie, siedzę razem z nią od ponad godziny, a śladu po Cynthii nadal nie ma. W sumie fajnie jest wiedzieć, że ktoś potrafi myśleć tak, jak ty. 
-Jak sądzisz nic jej nie jest?-zapytała przerywając ciszę panującą w pokoju. 
-Raczej nie, nie podda się tak szybko.-Pocieszyłem ją chociaż sam chciałem w to wierzyć. 
-Może opowiesz coś o sobie?-zadała kolejne pytanie. Chwilę musiałem się zastanowić zanim cokolwiek odpowiedziałem. 
-Kiedy byłem mały często wolałem siedzieć w domu przy książkach lub jeździć w osamotnione miejsca. W taki sposób teraz nie panikuje, jak prawie każdy tutaj, tylko, że się nie przyznają. Mam normalny dom i właściwie interesuje wszystkim co jest ciekawe.-Powiedziałem od niechcenia.-Która jest godzina?-zapytałem tym razem ja.  
-Dwudziesta druga coś. Cynthii nie ma już półtorej godziny.-Szeptała cicho.
 ~*~
-Zayn powinieneś odpocząć. Jesteś zmęczony, a jutro jest spory kawał dnia dla nas, połóż się lepiej, a ja popilnuje tutaj.-Usłyszałem jakiś damski głos, gdy tylko na chwilę zamknąłem powieki. Byłem pewien, że Clarie śpi. Otworzyłem je natychmiastowo i od razu, gdy tylko ujrzałem Cynthię rzuciłem się na nią. 
-Myślałem, że coś ci się stało.-Prawie wykrzyczałem, ale ona kazała mi ciszej mówić. 
-Nie bądź taki głupi. Oni są ohydni i zdecydowanie potrzebują dużej ilości kąpieli, ale są zbyt...Jak by tutaj łagodnie powiedzieć. Tępi. -Wyszeptała. 
-Ale jak ty wiedziałaś gdzie trawić? Nic ci się nie stało? -zadawałem pytanie, za pytaniem. Chciałem wiedzieć wszystko. Przecież wymyśliła tak genialny plan i udało jej się go zrealizować! 
-Haha, uspokój się kochany. Odpocznij najpierw, a ja popilnuje.-Odparła pomijając moje pytania. 
-A ty? Przecież ty musiałaś ciągle...-Przerwała mi.
-Zayn, ja jestem nocnym stróżem. Nie lubię spać w nocy. Nic mi nie będzie. Idź w końcu spać bo nie wytrzymam. -Zaśmiała się po raz drugi. 
-Ale tak i tak nie  mogę spać. Mam pilnować.-Udawałem, że chociaż o drobinkę cieszy mnie to zadanie. -Teraz odpowiadaj na pytania.-Pogoniłem ją. 
-Nie wiedziałam jak trafić. Zgubiłam się, lecz odnalazłam drogę.-Powiedziała trochę zawstydzona. 
-Jak ty w ogóle wpadłaś na tak genialny pomysł? 
-Już jako małe dziecko lubiłam kombinować.
-Ale żeby, aż tak dopracowany?-zdziwiłem sie. 
-Miałam dużo czasu. Po za tym jakbym komukolwiek o tym wspomniała na pewno uznali by mnie za idiotkę pełną wariacji.-Odpowiedziała.-Coś jeszcze chcesz wiedzieć?-zapytała się, a ja zastanawiałem się nad wszystkim. 
-Ty zawsze byłaś przywódcą? 
-Szczerze to nie. Kiedy tutaj trawiłam byłam bardziej zdezorientowana i nie wiedziałam co się dzieje. Przerażenie mną owładnęło i łatwo można postradać myśli. Przypominałam raczej dziewczynkę, która zgubiła swoją drogę.-Przyznała się.-Wiedziałam, że żeby przeżyć musiałam zacząć myśleć i to pomogło. Później tak jakoś.-Dodałam.-Szczerze to ty byś bardziej pasował na kogoś kto mógłby poprowadzić nas do wyjścia.-Zasugerowała, a ja odruchowo prychnąłem. 
-Prawdziwy przywódca jest zaangażowany w to co robi i jest gotów zrobić wszystko, aby reszta była bezpieczna. Ty dzisiaj wykazałaś odwagę, gdy za każdym razem mówiłaś, abyśmy byli cicho i prowadziłaś do pokoi. Gdyby nie ty na pewno już przy pierwszym spotkaniu połowa z nas by nie żyła. A to, że odgoniłaś od nas wszystkie potwory jakie tutaj są narażając swoje własne życie świadczy o tym, że jesteś idealna.-Wyjaśniłem zgodnie z prawdą. 
-Nie przesadzaj. Ze mnie taki przywódca, jak z psa kot. 
-Ja bym nie potrafił narazić swojego życia, aby ratować innych.
-Uwierz mi. W takiej sytuacjach się nie myśli. Działasz, albo pękasz. Proste. -Dalej prowadziła zażarcie ten temat.
-Tak i tak każdy dobrze wie, że to ty powinnaś nas poprowadzić. Jesteś sprytniejsza nawet ode mnie, a to, że słyszysz jak ktoś się zbliża to jeszcze większe potwierdzenie tego faktu. -Nie dawałem za wygraną. 
-Dajmy sobie spokój. Ja wiem swoje, ty wiesz co innego. -Zakończyła.
   Siedzieliśmy tak w ciszy parę minut, dopóki nie doszło mi do uszu ciche skrzypienie podłogi zza drzwi. Było tak ciemno w pokoju, że nie wiedziałem gdzie aktualnie się znajdują. Cynthia też to słyszała. Nie musiała nic mówić, abym tak sądził. Na szczęście skrzypienie ustało po pięciu minutach. Poszedł. Nie minęła nawet chwila, a ja już odpływałem w sen. 


   Witajcie! Wiem nawaliłam, że nie dodawałam nic prawie dwa miesiące, ale pisanie tego opowiadania nie jest takie łatwe. Ciężko złapać wenę i odpowiednie pomysły, a co najważniejsze: Czas. Dlatego tak jak obiecałam dzisiaj dodaje ten rozdział. Jest on trochę krótszy od poprzedniego, ale chyba bardziej ciekawszy? 

Mam do was prośbę: Napiszecie w komentarzach co sądzicie o nim? Jak macie jakieś pomysły na rozdział 3 (który zacznę pisać już jutro, albo nawet dzisiaj wieczorem) możecie również napisać w komentarzu, a ja może go użyje! :D 

  Następny rozdział prawdopodobnie 20.07, lub ewentualnie pod koniec miesiąca-Zachęcam do komentowania, gdyż daje to mi motywacje! 

Oczywiście zaglądajcie na bloga, może was zadziwię i napiszę szybciej ? :D
Jeżeli wam się blog podoba-możecie również zaprosić swoich znajomych do czytania, byłabym bardzo szczęśliwa. ♥ 
Pozdrawiam x