poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Chapter 4 ''level up''

      Noce zamieniają się w dzień, kiedy tylko zechcę. Spadnie gniew, gdy tylko to powiem. Dlaczego nie potrafię poddać się uczuciu, które jest silniejsze od rozsądku? 


    ~Niall~

     Siedzieliśmy w pokoju już ponad półtorej godziny, a Cynthia nadal nie powiedziała nam żadnych swoich pomysłów, czy też rozkazów. Pogoda za oknem do końca mnie dobiła, a cisza w pokoju sprawiała wrażenie, że miałem ochotę się poddać. Dobrze wiedziałem, że żeby przeżyć muszę myśleć pozytywnie, ale w tym miejscu nie ma się ochoty nawet leżeć. 
     Od zawsze nie lubiłem burz, ale ta dzisiejsza była najgorsza. Przez nią nie możemy nigdzie się ruszyć bo dziewczyna nie może się za bardzo skupić. 
     Skupiony przyglądałem się, jak Cynthia chodzi w kółko po pokoju i stara się obmyślić szczegółowo plan. Zachowanie dziewczyny mnie zaczęło intrygować. Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś mądrzejszego od Zayn'a. Myślałem po prostu, że ktoś taki nie istnieje, lecz los chyba chciał abym się zawiódł. Mniejsza o nasze zdolności. W tej grze ważne jest wszystko, więc dlaczego tylko Cynthia jest pewna swoich czynów? Każdy jej kolejny ruch chroni nas przed przegraną. Szachy. Czy musimy skupić się, aby wygrać? Gra planszowa. Może mamy ryzykować i rzucać kostką?
    Co się stanie, gdy wyrzucimy jedynkę i przegramy rozgrywkę? Możemy też wyrzucić szóstkę i wygrać. Czy Cynthia gra w szachy, a może w grę planszową?
    Długo zastanawia się nad ruchem, więc na pewno zaczęła rozgrywkę o ochronę króla, bądź królowej. Ciekawi mnie jak to jest być na jej miejscu. Nigdy w życiu nie przekonałem się jak czymś przewodzić, ale też nie chciałem do końca tego robić. Nie darowałbym sobie gdyby komukolwiek coś się stało, a tym bardziej z mojego powodu. Jestem zbyt delikatny.
    Wszyscy spali, oprócz dziewczyny i mnie. Siedziała nieopodal i przyglądała się skupiona o uderzające krople deszczu w szybie okna. Wyglądała trochę jak idealny posąg, którego nikt przez wieki nie ruszył. Jedynie włosy poruszały się leciutko z wiatrem przechodzącym przez otwarte szkło.
-Nad czym tak myślisz?-w końcu udało mi się przerwać tą ciążącą w powietrzu ciszę.
-Powinniśmy niedługo wyjść.-Nie ruszyła się z miejsca, nawet o milimetr.
-Wiem to. Pomóc ci w planowaniu?-zapytałem z niesłyszalną nadzieją w głosie.
-Zastanawiam się gdzie może być wejście na drugie piętro. Przez tą burzę nie mogę się skupić, a nawet nie mam żadnego tropu.-Oburzyła się rzucając pustą butelką w szybę okna. Przeleciała przez nie.
-Wiesz gdzie to jest. Masz przeczucia, które są prawdziwe. Pomyśl, dlaczego akurat przyprowadziłaś nas do tego pokoju?-spytałem patrząc w jej brązowe tęczówki.
-Sugerujesz, że gdzieś tutaj jest wejście?-pokiwałem głową na znak, że się z tym zgadzam. -To nawet logiczne. Pomożesz mi w szukaniu?
-Oczywiście.-Uśmiechnąłem się i zacząłem szukać.
   Po paru minutach znaleźliśmy to, co było dla nas najważniejsze-wejście na drugie piętro.
-Widzisz? Jesteś wielka.
-Bez ciebie nie udałoby mi się. Dziękuje.-Uśmiechnęła się uroczo.-W nagrodę możesz ich obudzić, jak tylko brutalnie zechcesz.-Zachichotała.
-Och, nie musiałaś.-Udawałem, że się zawstydzam i zastanowiłem się przez chwilę.-Wiem! Nabierzemy ich, że te potwory cię porwały, a ty będziesz w szafie.-Wyszeptałem.
-Hm, podoba mi się.-Odszepnęła.-Tylko się nie śmiej.-Pogroziła mi.
-Dobrze, dobrze.
-Po prostu powiedz im to, ciekawi mnie ich reakcja.-Uśmiechnęła się szeroko i weszła do wyznaczonego miejsca.
-Ej! Cynthię ktoś porwał!-wrzasnąłem niby to wystraszony.
-Spadaj...Czekać co?-poderwał się na równe nogi Malik.
-Nie wiem! To działo się tak szybko...Nie wiem!-zacząłem udawać panikę.
-Co się stało? Czemu krzyczycie?-zapytała zaspana, Clarie.
-Cynthię porwano! -Powtórzyłem, przygryzając dolną wargę, aby się nie zaśmiać.
-Co? Ale jak?!-spanikowała.-Wstawać do cholery! Musimy ją poszukać!-wszyscy pod jej rozkazem wstali i zdezorientowani spoglądali po sobie. Odwróciłem się, aby tylko się nie zacząć śmiać. Wziąłem większy wdech, a potem wydech.
-Co jest? Pali się?-zażartował Louis.-Czekaj gdzie Cynthia?-zapytał po chwili się rozglądając.
-Porwali ją!-spanikowana chodziła z jednej ściany do drugiej.
-Kiedy?-zdziwił się.
-Nie wiem!
-Mhm.-Spojrzał się na mnie.
-Ja też nic nie wiem.-Wzniosłem ręce ku górze w geście obronnym.
-Wyglądasz jakbyś miał zwymiotować.-Zauważył.-Połóż się, a my jej poszukamy.
-Nie!-krzyknąłem za szybko, gdyż każdy się na mnie patrzył.-Ona by nie chciała, abyście jej szukali.-Powiedziałem pierwsze lepsze. -Wszyscy powinni się uspokoić i zamknąć oczy, aby lepiej skupić na tym co moglibyśmy zrobić.-Zrobiłem to co powiedziałem i wiedziałem, że reszta też to zrobiła. Jak? Usłyszałem ciche kroki, które ledwo słyszalne szły w naszą stronę.
-Uwaga!-krzyknęła jak otworzyłem oczy. Zaczęliśmy się śmiać. Wszyscy podskoczyli z piskiem, później patrzyli na nas z miną ''jeszcze raz coś takiego, a was własnoręcznie zabije''.
-Czy was pojebało?!-krzyknęła wkurzona Clarie.
-Mhm. Znaleźliśmy schody na drugie piętro, jak chcecie to chodźcie, a jak macie się gniewać to róbcie co chcecie.-Powiedziała pomiędzy łapaniem powietrze. Szliśmy w stronę miejsca, gdzie ukryta jest klatka schodowa.
  Przeszliśmy jeszcze spory kawałek drogi, gdyż ten pokój był na prawdę gigantyczny! Kiedy byliśmy już na miejscu Cynthia jako pierwsza odważyła się przejść przez wejście, które w grze mogłoby się nazywać poziomem w górę. W sumie na prawdę był to poziom wyżej.
-Widzisz tam coś?-zapytałem dziewczyny po chwili, ale ona tylko zaprzeczyłam ruchem głowy, że niczego tam nie ma i można iść. Nie bałem się jak poprzednim razem, więc wszedłem jako drugi. Po mnie był Louis, Clarie, Harry, Zayn i na sam koniec przeszedł Liam. Czułem się jak w grze komputerowej, tylko że w lepszej grafice, i to dzieje się na żywo.
-Wchodzimy na górę i od razu musimy poszukać jakiegoś pokoju, gdzie możecie odpocząć, a ja pójdę rozejrzeć się.-Zaczęła wchodzić po schodach, a my od razu zaczęliśmy iść w jej stronę.
  Kiedy tylko podniosłem głowę na szczycie schodów, byłem jak sparaliżowany.  Każde piętro jakie minęliśmy różniło się prawie wszystkim.
   Parter był cały poniszczony i przypominał miejsce, w którym nikt nie przebywał przez kilka lat, tylko pijaki, które porozwalały do końca.
  Pierwsze piętro wyglądało na typowy szpital dziecięcy, w którym nic się nie dzieje. Ściany były zadbane, a podłoga lśniła czystością.
  Lecz drugie piętro było chyba najgorsze jakie mogło nas spotkać.
  Korytarz był bardzo długi i prowadził do drzwi, do których musieliśmy wejść czy chcemy, czy też nie. Po prawo i lewo gdzieniegdzie były drzwi więzienne. Tak mocne, że nawet największy dźwig by ich nie zniszczył, a za nimi te wszystkie osoby, te wszystkie potwory, przed którymi musieliśmy uciekać.
  Dwie dziewczynki, które ubrane w szare sukienki do kostek. Oby dwie miały brązowy kolor włosów sięgający im trochę za łopatki, blade twarze i wielkie sine worki przed oczami.
  Wysoki mężczyzna w długie jeansowe spodnie, które od góry w dół zaczynają się rozszerzać i zamieniać w nienaturalne dzwony, w zakrwawionym T-shirt-cie z wbitym nożem w plecach .
  Twa rozglądające się ciała, które nie wiadomo w jaki sposób jeszcze żyją i wiele innych.
-O kurwa.-Powiedziała Cynthia i rozglądając się w każdą stronę mówiła coś pod nosem. Znając ją-była to masa przekleństw.
  Ja z resztą nie wiedzieliśmy co zrobić. Byliśmy jak wmurowani w to miejsce. Patrzyliśmy się w te wszystkie potwory.
-Idziemy.-Rozkazała po chwili i ruszyła przed siebie. Zszokowany patrzyłem, jak jak jej ciało oddala się. Spanikowałem i pobiegłem w jej stronę.-Idziecie?-wycedziła spoglądając na moich przyjaciół i Clarie stojących w miejscu.
-A-ale..-Clarie próbowała coś powiedzieć, lecz nie potrafiła już nic więcej wypowiedzieć.
-Idziesz?-tym razem dziewczyna syknęła w jej stronę i odwróciła się by dalej podążać w wyznaczonym przez siebie miejsce. Jeszcze przez chwilę przyglądałem się całej tej szopce, lecz po chwili sam postanowiłem pójść w ślady dziewczyny, która jest taka wpływowa na nasze zamiary i cele.
  Po chwili przeszliśmy przez wielkie drzwi uważając z każdej strony, aby nic nie wyskoczyło z ukrycia i nie zmieniło naszych planów. Wprawdzie nie były one tak ambitne, tak jakby się je wyobrażało. Mamy iść po prostu przed siebie i starać się nie przegrać. Tak na prawdę nie chce żeby ktokolwiek z nas zginął w tym miejscu, gdyż przywiązałem się to wszystkich. Znaczy się z chłopakami znam się od bardzo dawna i nie wyobrażam sobie życia bez nich, ale w tej chwili chodziło mi o dziewczyny. Clarie i Cynthia. Oby dwie nie znały się wcześniej, więc zdziwiło mnie to, że są do siebie tak podobne. Może i Clarie nie posiada takiego zmysłu wojowniczki, jak Cynthia i nie ma tak wielkiej wiedzy na tematy, o których wcześniej nawet nie sądziliśmy pomyśleć, lecz jest do niej strasznie podobna.
-Cynthia?-zapytałem po chwili ciszy, gdy przechodziliśmy przez nieoświetlony korytarz, w którym jak na złość było tak ciemno.
-Tak, Niall?-zwróciła się w moją stronę.
-Skąd ty wiesz te wszystkie rzeczy?-starałem się nie zabrzmieć głupio, ale jednak nie potrafię.
-Jakie rzeczy?-zaśmiała się uroczo.
-Posiadasz wiedzę na tak różne tematy, zawsze wiesz co robić...
-Niall.-Przerwała mi.-Od kiedy pamiętam byłam ciekawa i ciągle zdarzało się, że podkradałam przeróżne dane, czy książki aby tylko zdobyć większą wiedzę.-Wytłumaczyła powoli.
   Weszliśmy przez drzwi i zaskoczyła nas jasność, jaka była w tym pomieszczeniu. Próbowałem przyzwyczaić się do panującej tutaj bieli. Gdy osiągnąłem owy stan mało nie pisnąłem z wrażenia. Przed nami stało wielkie biurko, a za nim siedział ktoś, kogo nigdy bym się nie spodziewał.
-Dzień dobry, kochani. Gratuluje, ukończyliście właśnie drugi poziom.-Uśmiechnął się szeroko, szczerze.-Tak jak wspomniałaś wczoraj, Cynthia,  nazywam się Jamie'm Korley'em i to ja was tutaj przysłałem. Zanim będziecie zadawać mi pytania, pozwólcie, ale chciałbym abyście usiedli.-Dodał wskazując na siedem krzeseł, które stały wokoło biurka. Chwilę czekałem, ale gdy Cynthia poszła i usiadła, zrobiłem to samo, a za mną reszta.-Dziękuje. Więc możecie zadawać mi pytania.-Sam ponownie usiadł na swoim fotelu.
-Dlaczego nas tutaj uwięziłeś?-zapytałem ciekawy odpowiedzi. Nie czułem zagrożenia, więc za bardzo nie byłem wystraszony w obecnej chwili.
-Bardzo dobre pytanie, Niall.-Zgodził się ze mną. Nie chciałem wiedzieć skąd zna moje imię.-Tak jak wspomniałem u góry uwięziłem was w tej oto rzeczywistej grze o życie bez powodu. W 1996 roku mama Harry'ego wydała książkę zatytułowaną ''Haunted Place'' i tak właśnie nazywa się to miejsce. Chociaż tak na prawdę gra, w którą gracje nosi nazwę ''Mental hospital''. Hm, nie wiem, może dlatego, że tutaj kiedyś był opuszczony psychiatryk, sam tego nie wiem. Wracając chciałbyś na pewno wiedzieć skąd się wziął pomysł na to wszystko. Rok przed wydaniem owej książki twoja mama razem z tatą, i niektórzy wasi rodzice też przeżywali to samo, co wy teraz doświadczacie, tylko oni nie mieli takich kujonów w grupie.-Mrugnął pokazując na Cynthię i Zayn'a. - Podczas tamtego feralnego spotkania połowie nie udało się przeżyć. W prawdzie w książce podano, że porwano około pięć osób, tak? Już nie pamiętam, ale prawda jest taka, że potrwano dwadzieścia jeden osób i przeżyło tylko nieliczną grupkę, czyli trzy osoby. Powracając, w ciągu roku znajdowały się tutaj dwie grupki, ale nie licznym udaje się dotrwać do końca. Ja wam ułatwiłem też, gdyż prawie w ogóle zniżyłem poziom zagrożenia, lecz tak jak napisałem na kartce w pokoju Louis'a i Liam'a, przynajmniej dwie osoby muszą zginąć. Na prawdę was polubiłem, więc nie sądźcie, że mogę coś zaradzić. Takie już są zasady.
-Co?-krzyknąłem jako jedyny odważając się cokolwiek powiedzieć.-Nic takiego nie było!-próbowałem jakoś załagodzić.-Wypuść nas, a my nic ci nie zrobimy.-Syknąłem już.
-Znaczy się, ja zapomniałem powiedzieć, wiecie.-Tłumaczył się Liam. Spojrzałem na niego zdziwiony.-No było coś takiego, ta kartka.-Dodał.-Zapomniałem o niej...
-Liam'ie James'ie Payne! Ty debilu!-krzyczałem zdesperowany.
-Niall.-Cynthia próbowała mnie jakoś uspokoić i położyła dłoń na moim ramieniu. Szczerze mówiąc pomogło.-Dlaczego nie może nas pan wypuścić?-zapytała po chwili. W głębi serca miałem nadzieje, że powie nam o tym, że nas wypuści bezpiecznych i zdrowych. Jednak czym są marzenia do rzeczywistości?
-To nie ja ustalam te zasady, na prawdę mi przykro Cynthio. Ja tutaj tylko wykonuje swoją pracę, a ktoś inny jest odpowiedzialny za przedział nad tą grą. Tak, to wszystko to jest realna gra i szefem jest Mike. Pewnie go znasz, ale niestety nie mogę podać nazwiska. Na prawdę was lubię i nie chce, aby wam coś się stało.-Uśmiechnął się, a ja byłem w szoku. Seryjny morderca ma uczucia?
-Powiedz nam przynajmniej kto ma umrzeć?-powiedziała załamanym głosem Clarie. Widać gołym okiem, że jest bliska płaczu. Biedna dziewczyna.
-Niestety nie mam dostępu do takich informacji. To wszystko dzieje się bez scenariusza i jeżeli mógłbym wam coś zdradzić, to jedynie, to, że w pierwszym poziomie ktoś miał zginąć, ale dzięki utalentowanej Cynthii nikomu nie stała się krzywda, no i dobrze.-Cały czas się uśmiechał i patrzył w stronę dziewczyny. Nie wiem dlaczego, ale wkurzyłem się na niego w tym momencie. Lecz to chyba nie jest możliwe, że poczułem coś do tej dziewczyny, prawda?
-Możesz powtórzyć?-pierwszy raz widziałem Cynthię tak przerażoną, a już nie wspomnę o chłopakach, którzy siedzieli zszokowani i przerażeni w fotelach i prawię w ogóle się nie ruszali.
-Chociaż jedno z was powinno zginąć w pierwszym, ewentualnie drugim dniu.-Powtórzył tak jak chciała. Nie mogłem patrzeć na to, jak on się na nią  lampi, to jest chore.
-Mike, jaki Mike?-wycedziła krzyżując ręce na piersiach.
-Mówię, że nie mogę powiedzieć.-Wzruszył ramionami,
-Założę się, że możesz, ale nie chcesz.-Nakręcała się dziewczyna.
-Cynthia zrozum, że nie powinienem robić tej szopki w ogóle. Cieszcie się, że w ogóle odpowiadam na wasze pytania, i że jeszcze żyjecie. -Wycedził i w końcu spojrzał się w szufladę w biurku. Pierwsza myśl była taka, że trzyma w niej broń, ale jednak wyją tylko jakąś teczkę, przejrzał ją i wsadził z powrotem do szafki.
-Są tutaj w ogóle kamery?-spytała nie odpuszczając sobie.
-Tak, w każdym pomieszczeniu oprócz tych, co byliście. Znaczy się w połowie pomieszczeń.
-A tutaj są?
-Nie, nie ma.
-To dlaczego nie możesz nam powiedzieć?-ciągnęła dalej.
-Mike Dark, twój ojciec.-Powiedział, a dziewczyna wstała dynamicznie.
-Kłamiesz! Mój ojciec pije i jest na odwyku!-krzyczała.
-Racja, twój ojciec jest na odwyku, ale tylko w taki sposób mógł obejść karę dwunastu lat więzienia za to, co robi.-Wyjaśnił.
-Nie! To nie prawda! Nie wierze ci!-nadal krzyczała.
-Nie chce żebyś mi wierzyła, sama chciałaś abym ci powiedział kto prowadzi tą grę, nie moja wina, że mi nie wierzysz. Rób to co uważasz.-Uśmiechnął się, a ja byłam nadal w wielkim szoku.
-Wiedziałabym, gdyby cokolwiek robił, a nie! Po za tym nie skazałby mnie na niebezpieczeństwo!-stawiała nadal na swoje.
-Cynthia. Twój ojciec wie, że byś sobie poradziła i chciał po prostu zrobić ci test, tak jak i reszcie. Dlatego tutaj jesteście, w tej grze. To jest test.-Westchnął.-Teraz znacie prawdę.-Ponownie się uśmiechnął.
-A dlaczego są te zabijanie osób? Po co to wszystko do cholery?!-Cynthia była bliska płaczu.
-To taka zasada. Nie wiem kto ją wymyślił.-Pokiwał przecząco głową dodatkowo. -Na prawdę mi przykro.
-Al-Zaczęła dziewczyna, ale po chwili widziałem, że zamknęła swoje usta i już nic dalej nie powiedziała. Tak jakby coś ją blokowało. Niestety miałem to samo i nie potrafiłem nic, nawet słowa powiedzieć.
-Może zrobimy tak, ja już pójdę, a wy tutaj zostaniecie na noc i odpoczniecie, co wy na to? -zapytał z czym dziwnym w głosie. Czułem, że nam współczuje, ale czego? Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że siedzimy w wielkim, starym, opuszczonym psychiatryku, świetnie.
-Czemu się nad nami rozczulasz, co? Nikt nie potrzebuje twojej łaski.-Wysyczała.
-Cynthia uspokój się. Macie tutaj wszystko, jedzenie i tak dalej. Zamknę was na klucz i ustawię, aby drzwi otworzyły się o czternastej po południu i będziecie kontynuować to co zaczęliście.-Wstał z fotela i poszedł w stronę drzwi. -dobranoc i trzymam za was kciuki, może jeszcze kiedyś się spotkamy.-Zamknął za sobą drewnianą powłokę, a po chwili usłyszeliśmy jakiś dźwięk, czyli na prawdę nas zamknął i jesteśmy bezpieczni do czternastej.

~Cynthia~
  Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się dowiedziałam. Jak mój ojciec mógł cokolwiek takiego wymyślić? Przecież to nie jest możliwe! On jest za uczciwy na to, i jeszcze dwanaście lat więzienia? Jak to możliwe? a po za tym to mama jest na odwyku... Czekaj..Czyli tata nie siedzi we wiezieniu, a mama na odwyku? To jak to w ogóle się dzieje? Czemu to takie skomplikowane!
-Cynthia dobrze się czujesz?-usłyszałam pytanie chłopaka, a mi na chwilę stanęło serce. Po chwili spojrzałam się w te cudowne błękitne oczy, które w tej chwili wyglądały smutnie. 
-Nic mi nie jest.-Odpowiedziałam starając, aby mój głos się nie załamał. Chłopak mnie przytulił, a ja nie myśląc odwzajemniłam to wtulając się jeszcze bardziej. 
  Mam wrażenie, że świat się centralnie zmienia. Nie rozumiem dlaczego i w jaki sposób mogłam być tak oszukiwana przez lata. Przecież to zaczęło się jak ja ledwo co chodziłam! 
  Leżałam przytulona do blondyna cały czas płacząc. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę to robić. Zazwyczaj nic nie sprowadzało mnie do płaczu, ale to co się tutaj dzieje, jest chore i niewyobrażalnie działające na psychikę. Te wszystkie potwory, ucieczki. Chociaż dobrze, że przynajmniej mamy schronienie tutaj i nie musimy się martwić, że coś może się nam stać.
-Cynthia powinnaś coś zjeść.-Usłyszałam po chwili głos brunetki i spojrzałam się mokrymi oczami w jej stronę. Chwilkę się na nią patrzyłam, ale po chwili wzięłam od niej kanapkę i zaczęłam jeść. Byłam niewyobrażalnie głodna, ale zdałam sobie z tego sprawę dopiero teraz. Wcześniej nie wiedziałam co się dzieje obok mnie, przez tą całą sytuacje. Może lepiej byłoby gdybym nie naciskała i nie dowiedziała się tego? Ale w sumie byłabym okłamywana przez całe życie, o ojciec by mi nic nie powiedział, a już nie chce wspomnieć nic o matce. 
  Wszystkie myśli skierowały się do mojego młodszego brata. Przecież on o niczym nie wie, a po za tym jest całkiem sam. Co jeżeli cokolwiek złego mu się stanie? Nie wybaczę wtedy rodzicom za to,  że nie mogłam być przy nim. To wszystko jest jak jakiś koszmar, który to ja muszę przeżywać.
  Gdy myśli powoli opadały na tor drugoplanowy, zauważyłam, że Clarie i chłopaki nie są na mnie źli pomimo, że to wszystko stało się przez mojego tatę. Jestem wdzięczna za to, że nie mają do mnie pretensji, ale to jest dziwne. Od samego początku wiedziałam, że oni są inni, ale nie sądziłam, że są tacy wspaniali! Przecież niektórzy to chcieliby mnie zabić za takie coś, ale oni nie i jeszcze w dodatku nie są na mnie źli! Matko, Cynthia ogarnij się!
-Nad czym tak myślisz?-zapytałam cicho odsuwając się lekko od blondyna. Z tego co zauważyłam i usłyszałam cała reszta śpi, oprócz nas.
-Sam nie wiem, o wszystkim i o niczym.-Uśmiechnął się.-Jak się czujesz?-starł łzy z moich policzków, a ja odwzajemniłam jego uśmiech.
-Dobrze, a ty?
-Dobrze. -Jeszcze bardziej powielił swój piękny, śnieżnobiały uśmieszek.-Powinnaś położyć się spać, jutro będzie dla nas bardzo ciężki dzień, czuję to.-Westchnął po chwili.
-Wiem.-Położyłam się znowu obok niego. -Dobranoc, Niall.
-Dobranoc, Cynthia.-Przytulił mnie, a ja po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza. 
 
   Obudziłam się, gdy promienie słoneczne próbowały wejść do moich zamkniętych powiek i raziły mnie swoim blaskiem. Niechętnie otworzyłam zaspane oczy i parę razy zamrugałam przyzwyczajając się do panującej w tym pomieszczeniu jasności. Kiedy ponownie wróciła mi ostrość, spojrzałam się w bok i ujrzałam blondyna słodko śpiącego, a gdy obejrzałam się po pomieszczeniu ujrzałam, jak wszyscy nadal śpią. Czyli jestem jedyną, która się tutaj obudziła? Popatrzyłam chwilę na zegarek i ujrzałam godzinę dziewiątą dwadzieścia osiem. Jęknęłam niezadowolona i odwróciłam się w stronę Niall'a, próbując ponownie zasnąć.

   Cześć wszystkim tutaj zgromadzonym! Przepraszam za tak długą nieobecność, ale takich rozdziałów nie pisze się  w godzinę, niestety. Po za tym miałam brak weny i na dodatek usprawiedliwię się tym, że były wakacje i chciałam je jakoś wykorzystać, a nie siedzieć dwadzieścia cztery godziny na siedem przed komputerem jak, nie oszukujmy się z trzy osoby to czytają. Wiem, że od dwudziestu dni nie ma już wakacje, ale jest szkoła i chce jak najbardziej się przyłożyć do niej.
Więc tak powolnym krokiem zbliżamy się do końca tej historii. Mam w planach napisać jeden rozdział i epilog. Od samego początku to opowiadanie miało mieć kilka rozdziałów i szybko je skończyć, ale to szybkie kończenie jest tak na prawdę od lutegoXD, ale tak miało to być, taki mały oneshot. Więc został jeden rozdział ostatecznie dwa i epilog. Rozdział nie wiem kiedy się pojawi, ale mam nadzieje, że za tydzień będę mieć połowę, gdyż chce to zakończyć jak najszybciej i napisać inne opowiadanie i mieć w ogóle czas cokolwiek pisać, bo to zajmuje mi nawet kilka dni. We wakacje akurat napisałam połowę, więc dzisiaj tylko dopisałam sporo i dlatego uporałam się z tym wszystkim w pięć godzin? Nie wie, ale jest teraz 1:27 a ja jutro do kościoła, haha.

  Pozdrawiam i do następnego, być może ostatniego. ;*** dobranoc