~Cynthia~
Bezsilność, która włada każdą część ciała. Dobijająca samotność mimo, że obok ciebie siedzi inna osoba. Jednak zdecydowanie najgorsze są myśli, które obijają się o każdy kąt czaszki chcąc powoli ją rozbić na maluteńkie kawałeczki.
Blask księżyca przechodzący przez stare, zakurzone okienko dodawał jasności pomieszczeniu, ale nawet to nie potrafiło ogarnąć mieszany uczuć, jakie w tej chwili miałam. Z każdą sekundą moje serce zaczynało bić szybciej, a instynkt wojowniczki, który odziedziczyłam po mamie daje się we znaki i słyszę każdy szelest wakacyjnego wiatru kołyszącego się pomiędzy małymi szparkami gałęzi.
-Cynthia.-Usłyszałam cichy szept mówiący moje imię. Przewróciłam głowę w stronę Clarie, lecz ona spała. Z trudem przełknęłam obiekt, który tamował mi przejście tlenu do płuc powstrzymując przy okazji łzy napływające do zaczerwienionych oczu.-Cynthia.-Ponownie ledwie słyszalny głos oplótł moje ciało i lekki powiew zimnego wiatru okaleczał moją skórę. To tylko mój mózg płata mi figle. Próbowałam nerwowo uspokoić swój oddech.-Cynthia.-Głos rozchodził się na wszystkie strony pomieszczenia, a ja nie potrafiłam ruszyć się z miejsca. Nie potrafiłam opanować swojego oddechu i wydobywających się z pomiędzy nich cichych jęków, które były spowodowane łamiącym się głosem i zbyt dużej ilości tlenu w płucach przez, który bardziej zaczęłam się dławić. Zamknęłam oczy prosząc, aby to był tylko mój mózg. Niekontrolowane łzy spływały po moich podrażnionych polikach, a kiedy tylko otworzyłam powieki zauważyłam na ścianie wyryty napis.
Appointment.
Zaczęłam się wiercić, krzycząc i przeklinając na niewidzialną siłę, która przywiązała mnie tak, że nie mogłam się ruszyć. Ponownie próbowałam krzyknąć, ale z mojego gardła nie wydostał się żaden dźwięk, a sam środek zaciskał mi tkań tak, że zaczynało mi brakować powietrza.
-Proszę.-Powiedziałam bezgłośnie łapiąc resztki tlenu jakie tylko mogłam.
Dopiero po chwili moje męki się skończyły, a ja niekontrolowanie pobierałam brakujące powietrze do moich płuc. Złapałam się za bolące miejsce i zaczęłam masować łagodząc tym samym jego przyczynę. Myśli nie zostawiały mnie ani na chwilę, a cichy wiatr zaczynał mnie przyprawiać o dreszcze. Chciałam obudzić Clarie, ale tak słodko spała, a ja musiałam pomyśleć jakby tutaj uciec. Jak tutaj można uciec. Czy w ogóle można.
~Niall~
Razem z chłopakami szliśmy długim, ciemnym korytarzem szukając jakiejkolwiek drogi aby móc się stąd wydostać. Gdy przechodziliśmy każdy kolejny krok, cisza robiła się jeszcze głośniejsza, a mrok stawał się ciemniejszy. Nawet najmniejszy szelest podłogi doprowadzał moje serce do euforii, a historia, którą opowiedział nam Harry dała teraz negatywne skutki, gdyż cięgle odwracam się sprawdzić, czy aby na pewno jesteśmy bezpieczni.
-Musiałeś nam to mówić? -zapytałem dotykając mokrej ściany. Nigdy w życiu tak się nie bałem, a już w szczególności, że ta historia może okazać się prawdziwa.
-Sam chciałeś.-Odparł, a ja tylko odburknąłem.
-Zayn, czemu nic nie mówisz?- oryginalnie Horan..
-Jesteśmy w nawiedzonym miejscu i to jeszcze nie w piątkę. Nie sądzę, aby było tutaj coś do gadania.- Razem z Styles'em spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem na co on przewrócił oczami.-Powinniśmy trzymać się razem, a nie w trójkę.
-Ja już ciebie nie rozumiem.Trzymamy się razem.-Styles podrapał się po głowie.
-Aa. Chodzi ci o to, że musimy ich odnaleźć?-palnąłem się otwartą dłonią w głowę.
-Styles. Dopiero teraz się skapnąłeś?-pomyślałem na głos, po czym nikt się już więcej nie odzywał. Szliśmy tym samym wolnym tempem szukając jakichkolwiek dróg dzięki, którym zdołamy się wydostać.
-Louis Debilu!-głośny dźwięk krzyku Liam'a dobiegł do moich uszu skupiając naszą uwagę na ciemno-kremowych drzwiach naprzeciwko nas. Teraz ścieżka się rozeszła na dwie strony.
-Liam, Louis?! -krzyknęliśmy wszyscy razem na co usłyszeliśmy krzyk Louis'a. Co tutaj się dzieje. Nie rozumiałem tego ponieważ głos dobiegał z kompletnie odległej strony, niż poprzedni.
-Harry!-ponownie usłyszeliśmy głos Tommo, lecz teraz brzmiał inaczej. Jakby coś się tam działo.
-Kurwa Louis! Liam!- krzyknąłem zdezorientowany rozglądając się na wszystkie strony, ale odpowiedziała nam głucha cisza.
-Patrzcie!-nagle głos Malika zbił mnie z tropu, a brwi mimowolnie zmarszczyły się na czole, gdy w ręku Mulata ujrzałem białą kartkę.
Teraz nakłada się pytanie, czy aby na pewno chce wyjść? Przecież trzeba tak to Louis'a obudzić, a on tak słodko śpi...
Liam ogarnij się. Przecież jesteś rozsądny, a myślisz jak przedszkolak. Raz w życiu trzeba zaryzykować.
-Musiałeś nam to mówić? -zapytałem dotykając mokrej ściany. Nigdy w życiu tak się nie bałem, a już w szczególności, że ta historia może okazać się prawdziwa.
-Sam chciałeś.-Odparł, a ja tylko odburknąłem.
-Zayn, czemu nic nie mówisz?- oryginalnie Horan..
-Jesteśmy w nawiedzonym miejscu i to jeszcze nie w piątkę. Nie sądzę, aby było tutaj coś do gadania.- Razem z Styles'em spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem na co on przewrócił oczami.-Powinniśmy trzymać się razem, a nie w trójkę.
-Ja już ciebie nie rozumiem.Trzymamy się razem.-Styles podrapał się po głowie.
-Aa. Chodzi ci o to, że musimy ich odnaleźć?-palnąłem się otwartą dłonią w głowę.
-Styles. Dopiero teraz się skapnąłeś?-pomyślałem na głos, po czym nikt się już więcej nie odzywał. Szliśmy tym samym wolnym tempem szukając jakichkolwiek dróg dzięki, którym zdołamy się wydostać.
-Louis Debilu!-głośny dźwięk krzyku Liam'a dobiegł do moich uszu skupiając naszą uwagę na ciemno-kremowych drzwiach naprzeciwko nas. Teraz ścieżka się rozeszła na dwie strony.
-Liam, Louis?! -krzyknęliśmy wszyscy razem na co usłyszeliśmy krzyk Louis'a. Co tutaj się dzieje. Nie rozumiałem tego ponieważ głos dobiegał z kompletnie odległej strony, niż poprzedni.
-Harry!-ponownie usłyszeliśmy głos Tommo, lecz teraz brzmiał inaczej. Jakby coś się tam działo.
-Kurwa Louis! Liam!- krzyknąłem zdezorientowany rozglądając się na wszystkie strony, ale odpowiedziała nam głucha cisza.
-Patrzcie!-nagle głos Malika zbił mnie z tropu, a brwi mimowolnie zmarszczyły się na czole, gdy w ręku Mulata ujrzałem białą kartkę.
Gratuluje, znaleźliście się w pokoju głosów. Usłyszycie tutaj praktycznie wszystko czego pragnie wasza dusza, a pragnie powrotu dwójki waszych przyjaciół, nieprawdaż? Ah.. Każdy dobrze wie jaka jest prawda.
Mr. J.
-Co?-tylko tyle udało mi się wydusić kiedy przeczytałem zawartość kartki.- Rozumiecie coś w ogóle? Kto to Mr. J.? -pytań nasuwało się wiele, ale jak na razie nikt nie wie o co chodzi. Skąd, by mieli wiedzieć, jak jeszcze nie dawno siedzieliśmy na domówce jednego z najbogatszych ludzi w mieście. Dzięki Louis'owi się tam dostaliśmy.
-Harry. Louis. Liam. Zayn. Nialler. Harry. Louis. Liam. Zayn. Niall.-Tak w kółko i w kółko, a ja tylko starałem się, aby mi głowy nie rozerwali.
-Dobra chodźmy stąd bo zaraz ocipieje. -Powiedziałem kierując się.. No właśnie gdzie?! -Lewo.-Pokierowałem nas i teraz szliśmy długim, białym korytarzem, który przypomina w pewien sposób hol szpitala. To jedno z najbardziej znienawidzonych przeze mnie miejsc, ponieważ szczerze nie lubiłem patrzeć na czyjeś cierpienie.
Moje myśli ciągle krążyły wokół tajemniczego Mr. J. Kim jest? Jak wygląda? Czemu nas tutaj trzyma? Co to za popierdolona gra?
Niall musicie odpocząć.
Usłyszałem głos w mojej głowie, który mówił prawdę i jak na zawołanie przez moje ciało przeszła nieprzyjemna fala zmęczenia.
-Ej, może na chwile przystopujemy, bo ja już nie dam rady dalej iść.-Ziewnąłem i rozciągałem swoje zmęczona ciało. Podrapałem się po głowie czekając na ich reakcje.
-W sumie przyda się nam trochę snu.-Przyznał lokaty spoglądając na Zayn'a, czy uważa podobnie.
-Dobra to wy odpocznijcie, a ja w tym czasie rozejrzę się.
-Świetny pomysł.-Przyznałem niemalże od razu siadając na drewnianej podłodze i położyłem plecak, który ciągle ciągnąłem na plecach, pod kark układając się wygodnie. Słyszałem, jak ktoś odchodzi, a zielonooki powtarza ową czynność.
-Niall..Jak myślisz gdzie jesteśmy? -zapytał sennie.
-Nie wiem, Styles. Nie wiem.-Westchnąłem bezsilnie i spojrzałem na towarzysza, który już smacznie spał. Ponownie wróciłem wzrok na poprzednie miejsce, czyli sufit.
Ku zdziwieniu nie myślałem już o nieznanym Mr. J. Kimkolwiek on jest i czy to na prawdę jego pseudonim. Wszystko kręciło się teraz w mojej głowie. Co się dzieje z moją rodziną? Co u mojej młodszej siostry, czy nadal jest obrażona za ten mały incydent z obietnicą, o której zapomniałem nie wiadomo z jakiego powodu. Czy kiedyś wrócę?
Jednak jednym z najciekawszych dla mnie pytań było:
Czy jest tutaj ktoś inny, niż nasza piątka?
Próbowałem zasnąć, lecz bez szans. Mój umysł był teraz włączony i na zgubę krążył po wszystkich kątach mojej bolącej głowie. Mimo wielkiego zmęczenia nie potrafiłem zamknąć oczu i zasnąć. Czułem, że ktoś nas obserwuje. Tylko kto?
~Liam~
Leżałem ciągle na łóżku, a z racji tego, że jest tutaj tylko jeden mebel, na którym da się położyć muszę dzielić go z Louis'em. Jesteśmy przyjaciółmi od przedszkola, więc nie za bardzo mi to przeszkadzało. Gdy brunet słodko spał ja nie mogłem zmrużyć oka. Ciągle zastanawiałem się, jak się tutaj znaleźliśmy i czy chłopaki też tu są. Kto mógłby być na tyle głupi, aby zamknąć tutaj ludzi? Z każdym dniem istnienia niestety uświadamiam sobie, jak to ludzie głupieją, a świat się stacza. Jeszcze parę lat, a na tym świecie nie będzie w ogóle mądrych ludzi. Jakkolwiek to brzmi, taka jest prawda. Mama od małego mi powtarzała, że głupota ludzka nie ma granic, ale żeby, aż tak? to jest niedorzeczne. Jeszcze jakby były jakieś wskazówki, aby się wydostać byłoby lepiej. Ale ja z Tommo próbowaliśmy już chyba wszystkiego. Na serio irytuje mnie takie zachowanie. Mam nadzieje, że chłopcy tu są i jakoś sobie radzą i może nas uwolnią. Nie wiadomo. Mogę mieć tylko nadzieje i przypuszczenia co to tego. A może ktoś tutaj jest, oprócz nas? Jakieś inne dzieciaki? Cholernie mnie to ciekawi. Nie wierze w żadne przeznaczenia, ani rzeczy nadprzyrodzone tylko w głupotę ludzi, więc nie za bardzo w tej chwili się boje. W sumie czego tutaj się można bać? Jesteśmy zamknięci na klucz, a w dodatku nie ma tutaj innego wyjścia, niż okno, które jest zastawione kratami. W sumie od kiedy takie kraty są dostępne i czy to w ogóle legalne?
Liam myśl logicznie. Teraz wszystko jest dostępne i legalne.
Usłyszałem głos w mojej głowie, na co drgnąłem uświadamiając, że to prawda.
-Liam, co jest?- zaspany głos przyjaciela doszedł do moich uszu, wtedy zdałem sobie sprawę, że mogłem go przez przypadek obudzić.
-Nic. Śpij dalej.-Odpowiedziałem szeptem, a on tylko pokiwał głową i wrócił do snu. Szczerze mówiąc wyglądał, jak mały szczeniaczek, który dopiero się urodził. To wyglądało za razem komicznie i słodko, że nie wiedziałem czy mam się z niego śmiać, czy udawać jakbym zauważył nowy odcinek Toy Story. Dobra koniec tych myśli Liam. Powinieneś myśleć jak się stąd wydostać, a nie o Toy Story. Ale w sumie ciekawe kiedy będzie następny odcinek. Można, by powiedzieć, że jestem ''dojrzały'', ale nadal na punkcje TS mam świra i to każdy już zauważył. Lecz to nie jest złe prawda? Chcesz być jak Zayn, a myślisz o bajkach... Dobra stop. Tylko się staczasz tymi myślami jak inni ludzie.
Wstałem powoli nie budząc przy tym towarzysza. Chyba śni mu się coś pięknego ponieważ przez cały czas się uśmiecha i coś nuci niezrozumiale pod nosem. Już nie mogłem i zaśmiałem się. To wygląda jak z jakiejś komedii.
-Dobra Liam musisz się jeszcze raz rozglądać, a nie śmiać się z przyjaciela. -Powiedziałem w myślach na co podszedłem do starego fotela. Przyjrzałem się mu i próbowałem odnaleźć cokolwiek. Zmieniłem jego pozycje tak, że teraz leżał. Nagle moim oczom ujrzała się biała kartka i coś złotego. Szybko chwyciłem to w dłonie i zacząłem czytać.
Widzę, że jednak ciekawość musiała wziąć górę i trzeba było wszystko sto razy przeszukać? Ahh. Typowa młodzież, ale nie po to, to piszę. W drugiej ręce trzymasz klucz. Tak dobrze myślisz. Ten klucz otworzy te drzwi. Ale jest pytanie, na które musisz zdecydować. Czy, aby na pewno chcesz wyjść?
Jest ciemno, a ty jesteś bezbronny. Nie wiesz co jest za drzwiami. Może być pustka, a może ktoś, lub coś tam stać. Szczerze to już nie moja sprawa, czy ktoś tam jest. Tutaj wszystko robi to co chce, a nikt nie jest bezpieczny. Uprzedzę kolejne pytania. Tak są tutaj Twoi przyjaciele. Czy bezpieczni tego nie wiem. Nie jestem odpowiedzialny za przepływ tej gry. To wy tutaj jesteście głównymi osobami, od których zależy los tego miejsca. Nie zwariowałem i mówię na prawdę poważnie.
Jest jeszcze jedna informacja: Przynajmniej dwie osoby muszą zginąć.
Mr. J.
O co tutaj chodzi? Jak to przynajmniej dwie osoby muszą zginąć? Nikt nie będzie nam grozić, a już na pewno nie ten człowiek. Jest po prostu chory psychicznie i próbuje wokoło siebie zrobić szum. Ale w sumie też ma trochę racji, gdyż nie wiem co jest za tymi drzwiami. To może być wszystko.
Teraz nakłada się pytanie, czy aby na pewno chce wyjść? Przecież trzeba tak to Louis'a obudzić, a on tak słodko śpi...
Ponownie głos w mojej głowie dał po sobie znak. Jak poprzednim razem miał racje. Ale w sumie musimy odnaleźć resztę.To wszystko jest takie skomplikowane. Serio. Nie wiem co robić. Z jednej strony tak i tak w końcu musimy się wydostać, ale z drugiej nie wiadomo co się stanie. To tak jak w Titanicu. Nikt nie przewidział jak to się skończy. Liam myśl.
Położyłem się ponownie na łóżku długo myśląc o tym jak wybrać. Louis jakby się dowiedział od razu wyskoczyłby stąd, jak torpeda bez hamulców, a w takich miejscach właśnie głównie liczy się spryt i cierpliwość. Trzeba rozważyć wszystko. Inaczej będzie tak jak on tam napisał, że ktoś zginie. A tego nie chce i chyba nikt nie chce. Wierze, że w końcu znajdziemy właściwą drogę i uda nam się wrócić do domu.
-Nie no, nie rób sobie jaj. Wyjdziemy stąd i nie ma takiej opcji. Nikt nie zginie.-Powiedziałem szeptem i spojrzałem na Louis'a. Nadal spał. Nie wiem ryzykować, czy nie. Ale w sumie nigdy nie dowiemy się co się stanie gdy otworzymy te drzwi. Może nie będzie nikogo, a odnajdziemy resztę? Albo znajdziemy wyjście z tego budynku i kogoś tutaj wyślemy.
Liam ogarnij się. Przecież jesteś rozsądny, a myślisz jak przedszkolak. Raz w życiu trzeba zaryzykować.
Szczerze ten głos zaczyna mnie powoli irytować. Teraz nie ryzykuje swoim życiem, ale też Louis'a, więc nie mogę od tak bez przemyślenia podejmować takie decyzje. Chociaż nie mamy innego wyjścia. Przecież nie po posiadamy ani jedzenia, ani picia, więc nawet zostanie tutaj nie miałoby sensu.
-Louis.-Szturchałem go. Nic.-Louis!-tym razem krzyknąłem na co oberwałem w ramie od przyjaciela. -O nie! -wstałem z łóżka, aby po chwili szarpnąć przyjaciela tak, że teraz znajdował się na podłodze.
-Pojebało cię?!-wydarł na całe gardło, podnosząc się z zimnej podłogi. Ja bez przerwy się śmiałem.
-Louis?! -nagle w jednej chwili spojrzałem na drzwi gdzie dochodził głos Zayn'a. Przełknąłem ślinę i powstrzymałem przyjaciela przed krzyknięciem. -Kurwa Louis wiem, że tam jesteś. Otwieraj!-Spojrzałem na Tommo i pokierowałem się w stronę drzwi.
-Nie mamy jak. Ktoś nas zamknął!-odkrzyknął chłopak na co ja walnąłem się z otwartej pięści w czoło.
-Znalazłem klucz.-Powiedziałem w skrócie wyciągając go z kieszeni kurtki.
-Miałeś klucz, a mi o tym nie powiedziałeś?!- zdecydowanie się wkurzył.
-Oj, zamknij się Tommo, a ty otwieraj!-Zayn znowu dał o sobie znak. Włożyłem kluczyk do dziurki i przekręciłem go w lewo. Drzwi odpuściły za pierwszym razem, a w nich zauważyłem Mulata. -No w końcu. Ile można czekać? -zaśmiał się jednocześnie szeroko uśmiechając, a ja westchnąłem z ulgi. Jednak moje przypuszczenia co to wyjścia nie sprawdziły się. Byłem zły na siebie, że temu psychicznemu gościowi udało się namieszać mi w głowie.
-Gdzie jest reszta?-zapytałem rozglądając się nie widząc przyjaciół. Spojrzałem na niego, a on wzruszył ramionami.
-Śpią. Ja postanowiłem was poszukać i mi się udało.-Odparł zadowolony i dumny z siebie, a ja dziękowałem Bogu, że Mulat ma dobrą pamięć co to miejsc i na pewno wie gdzie teraz znajdują się chłopaki.
-To chodź bo nie mam zamiaru tutaj siedzieć, ani minuty dłużej. -Wypuściłem powietrze, które trzymałem w płucach i wyszedłem z tego pomieszczenia.
-Nawet nie podziękują. Pff.-Burknął i zaczął nas prowadzić.
-No dziękujemy.- Odparłem niezadowolenie. Nie wiedziałem za co miałem mu dziękować. To ja miałem klucz i to gdyby nie ja nie wiedział, że w ogóle tutaj jesteśmy. Liam odpuść sobie. Wzruszyłem ramionami i szedłem dalej. Patrząc jak to Louis skacze wokoło Zayn'a i pyta się o wszystko. Pokręciłem z dezaprobatą głową. Przeszliśmy już z trzy korytarze i nadal ich nie ma. Ile jeszcze można?!
-Teraz uważajcie. Będziemy przechodzić przez korytarz głosów. -Zayn szedł prosto pomijając korytarz w lewo. Spojrzałem się tam i zauważyłem jakieś dwie małe dziewczynki ze spuszczonymi głowami. -Liam nie patrz tam! -usłyszałem krzyk Zayn'a, który po chwili ciągnął mnie za sobą.
-Musimy się wrócić i im pomóc. One tutaj są same! -chciałem wrócić, ale jednak Mulat przeszkodził mi w owej czynności odwracając mnie tak, że musiałem na niego patrzeć. Widziałem złość w jego oczach nie rozumiejąc czemu.
-Liam do cholery jasnej. To korytarz głosów. Widzisz i słyszysz wszystko. My z chłopakami też się nabraliśmy, że was słyszymy. -Puścił mnie z jakże mocnego uścisku.
-Nie. Ja je widziałem. Były smutne. -Trzymałem się swego.
-Liam. To są zwidy. Chcą cię wziąć uwięzić tutaj na zawszę. -Powiedział, a mi otworzyły się oczy. Zszokowany pokręciłem przecząco głową. -Tak uwierz. Przez cały czas badałem każdy centymetr tego miejsca jak was szukałem. Udało mi się co nie co dowiedzieć. A raczej przypuszczać. Nie jesteśmy tutaj bezpieczni i musimy się stąd jak najszybciej wydostać jeżeli nie chcemy zginąć. -Przełknąłem ślinę i tym razem pokiwałem twierdząco głową przypominając sobie o liście. Zawszę wkurzało mnie to, że on był ode mnie o wiele mądrzejszy i sprytniejszy. Był taki jaki ja chciałem być, lecz nigdy tego nie mówiłem nikomu. Trzeba się starać, a nie rozpowiadać wszystkim, jaki chce się być. Lecz mi się zdaję, że on nigdy nie starał się być tym, kim teraz jest. Co dziwne, ale chyba już się taki urodził. Szczęściarz.
-Daddy idziesz?-nienawidziłem tej ksywki. Nie jestem tatą, a tym bardziej nie taki odpowiedzialny jaki powinienem być. A może to w tym problem? Jestem za mało odpowiedzialny? Dobra Liam uspokój się i idź. Może w końcu kiedyś będziesz taki jaki chcesz, ale najpierw musisz się stąd wydostać.
-Idę, idę. -Westchnąłem. Dobrze wiedzieli, że nie lubię, jak mnie tak nazywają.
~Zayn~
-Louis.-Szturchałem go. Nic.-Louis!-tym razem krzyknąłem na co oberwałem w ramie od przyjaciela. -O nie! -wstałem z łóżka, aby po chwili szarpnąć przyjaciela tak, że teraz znajdował się na podłodze.
-Pojebało cię?!-wydarł na całe gardło, podnosząc się z zimnej podłogi. Ja bez przerwy się śmiałem.
-Louis?! -nagle w jednej chwili spojrzałem na drzwi gdzie dochodził głos Zayn'a. Przełknąłem ślinę i powstrzymałem przyjaciela przed krzyknięciem. -Kurwa Louis wiem, że tam jesteś. Otwieraj!-Spojrzałem na Tommo i pokierowałem się w stronę drzwi.
-Nie mamy jak. Ktoś nas zamknął!-odkrzyknął chłopak na co ja walnąłem się z otwartej pięści w czoło.
-Znalazłem klucz.-Powiedziałem w skrócie wyciągając go z kieszeni kurtki.
-Miałeś klucz, a mi o tym nie powiedziałeś?!- zdecydowanie się wkurzył.
-Oj, zamknij się Tommo, a ty otwieraj!-Zayn znowu dał o sobie znak. Włożyłem kluczyk do dziurki i przekręciłem go w lewo. Drzwi odpuściły za pierwszym razem, a w nich zauważyłem Mulata. -No w końcu. Ile można czekać? -zaśmiał się jednocześnie szeroko uśmiechając, a ja westchnąłem z ulgi. Jednak moje przypuszczenia co to wyjścia nie sprawdziły się. Byłem zły na siebie, że temu psychicznemu gościowi udało się namieszać mi w głowie.
-Gdzie jest reszta?-zapytałem rozglądając się nie widząc przyjaciół. Spojrzałem na niego, a on wzruszył ramionami.
-Śpią. Ja postanowiłem was poszukać i mi się udało.-Odparł zadowolony i dumny z siebie, a ja dziękowałem Bogu, że Mulat ma dobrą pamięć co to miejsc i na pewno wie gdzie teraz znajdują się chłopaki.
-To chodź bo nie mam zamiaru tutaj siedzieć, ani minuty dłużej. -Wypuściłem powietrze, które trzymałem w płucach i wyszedłem z tego pomieszczenia.
-Nawet nie podziękują. Pff.-Burknął i zaczął nas prowadzić.
-No dziękujemy.- Odparłem niezadowolenie. Nie wiedziałem za co miałem mu dziękować. To ja miałem klucz i to gdyby nie ja nie wiedział, że w ogóle tutaj jesteśmy. Liam odpuść sobie. Wzruszyłem ramionami i szedłem dalej. Patrząc jak to Louis skacze wokoło Zayn'a i pyta się o wszystko. Pokręciłem z dezaprobatą głową. Przeszliśmy już z trzy korytarze i nadal ich nie ma. Ile jeszcze można?!
-Teraz uważajcie. Będziemy przechodzić przez korytarz głosów. -Zayn szedł prosto pomijając korytarz w lewo. Spojrzałem się tam i zauważyłem jakieś dwie małe dziewczynki ze spuszczonymi głowami. -Liam nie patrz tam! -usłyszałem krzyk Zayn'a, który po chwili ciągnął mnie za sobą.
-Musimy się wrócić i im pomóc. One tutaj są same! -chciałem wrócić, ale jednak Mulat przeszkodził mi w owej czynności odwracając mnie tak, że musiałem na niego patrzeć. Widziałem złość w jego oczach nie rozumiejąc czemu.
-Liam do cholery jasnej. To korytarz głosów. Widzisz i słyszysz wszystko. My z chłopakami też się nabraliśmy, że was słyszymy. -Puścił mnie z jakże mocnego uścisku.
-Nie. Ja je widziałem. Były smutne. -Trzymałem się swego.
-Liam. To są zwidy. Chcą cię wziąć uwięzić tutaj na zawszę. -Powiedział, a mi otworzyły się oczy. Zszokowany pokręciłem przecząco głową. -Tak uwierz. Przez cały czas badałem każdy centymetr tego miejsca jak was szukałem. Udało mi się co nie co dowiedzieć. A raczej przypuszczać. Nie jesteśmy tutaj bezpieczni i musimy się stąd jak najszybciej wydostać jeżeli nie chcemy zginąć. -Przełknąłem ślinę i tym razem pokiwałem twierdząco głową przypominając sobie o liście. Zawszę wkurzało mnie to, że on był ode mnie o wiele mądrzejszy i sprytniejszy. Był taki jaki ja chciałem być, lecz nigdy tego nie mówiłem nikomu. Trzeba się starać, a nie rozpowiadać wszystkim, jaki chce się być. Lecz mi się zdaję, że on nigdy nie starał się być tym, kim teraz jest. Co dziwne, ale chyba już się taki urodził. Szczęściarz.
-Daddy idziesz?-nienawidziłem tej ksywki. Nie jestem tatą, a tym bardziej nie taki odpowiedzialny jaki powinienem być. A może to w tym problem? Jestem za mało odpowiedzialny? Dobra Liam uspokój się i idź. Może w końcu kiedyś będziesz taki jaki chcesz, ale najpierw musisz się stąd wydostać.
-Idę, idę. -Westchnąłem. Dobrze wiedzieli, że nie lubię, jak mnie tak nazywają.
~Zayn~
Rozglądałem się na boki i sprawdzałem każdy kształt korytarzy, aby na wszelki wypadek się nie zgubić. Nie wiem, czy wytrzymałbym takiego upokorzenia. Na szczęście mam dobrą pamięć i wilczą cierpliwość co to tego. Trochę mnie wkurzało, że każdy mówi na mnie, jak na jakiegoś kujona, którym nie jestem. Ale to jest moje życie i mogę robić z nim to co chcę, nieprawdaż? Ludzie czasami dziwią się i wytykają mnie palcami, gdyż na wszystko mam odpowiedź, a jeżeli nie. Odnajduję ją. Niektórzy uważali mnie nawet za jakiegoś obcego z innej planety, ale niestety mylą się. Nie mam jakiegoś wielkiego żalu do nich. Zdążyłem już przywyknąć na takie ''docinki'' i odbieram je jako żart. Sam sobie taką opinię wyrządziłem. Całe życie byłem wychowany w inny sposób, niż reszta. Od samego początku przeznaczyłem je na to co teraz jest dla mnie codziennością. Najgorzej było wypracować Spokój i cierpliwość. Jednak mi się udało i nie muszę się wysilać nad niczym. Wszystko przychodzi mi z taką łatwością, że czasami mam dość. Jednakże zawszę mogłem liczyć na przyjaciołach. Wtedy wszystko ulatywało. Powracało kiedy tego potrzebowaliśmy. Skręciłem w lewo ostatni raz i gdy miałem już wchodzić w korytarz szybko się cofnąłem pokazując chłopakom żeby również stanęli i się nie odzywali. Przyparłem się o ścianę i powoli wyjrzałem w miejsce gdzie o mały włos nie wpadliśmy w pułapkę.
Na środku korytarza ktoś stał. Na szczęście nie widziałem jego twarzy jako, że stał do nas tyłem. Miał około metr siedemdziesiąt dziewięć. Za duży, szary T-sirt z podartymi ramionami i wielką poplamioną dziurą na lewym ramieniu. Krew.- Pomyślałem kiedy zauważyłem rozcięcie pomiędzy łopatkami. Ktoś mu wbił nóż w plecy. Lekko za duże spodnie opinające chude uda. Rozszerzają się schodząc w dół. Nie miał żadnych butów.
Nie żył.
Odwróciłem się przodem do chłopaków. Skierowałem się w stronę, z której właśnie przyszliśmy. Oni widząc mój zamiar nie odpowiedzieli, tylko szli w moje ślady. Gdy już mieliśmy wychodzić w drobny pokoik po prawo, stanąłem jak wryty. Czułem coś dziwnego na sobie, a tym czymś okazała się pajęczyna rozmiarów całego pokoju. Louis, gdy zauważył w co prawię wpadł pisnął, a ja od razu szybko musiałem obmyślić plan.
-Ej!-krzyk rozniósł się w mojej głowię. Szybko złapałem chłopaków za ręce i pociągnąłem na przód. Nie minęło dziesięć sekund i wsadziłem ich do wielkiej dziury w ścianie. Przycisnąłem ich bardziej w ciemne miejsce.-Wiem, że tutaj jesteście! -ponownie dźwięk obrzydliwego głosu dotarł do mojej głowy, a kroki zaczęły się zbliżać coraz szybciej, wręcz biegły.
-Cicho.-Szepnąłem jak najciszej i popchnąłem ich bardziej w ciemność. Wyjście stąd będzie trudniejsze, ponieważ dziura ma rozmiary niewielkie, a szerokość jej była wręcz powalająco mała, ale nie aż tak bardzo żeby nie pomieścić człowieka. Tak naprawdę nie wiedziałem, czy zmieści się tutaj jedna osoba, a co dopiero trójka. Pierwszy raz w życiu improwizowałem. Byłem w szoku, że w ogóle udało mi się coś takiego wymyślić w tak krótkim czasie. I coś, co się sprawdziło.
Wstrzymałem powietrze, gdy usłyszałem skrzypienie podłogi tuż obok nas. Wiedziałem, że reszta w ten sam sposób zareagowała. Strach mnie sparaliżował i nie żałowałem tego. Nie mogłem się ruszyć i w tym rzecz. Gdybym nawet o milimetr się poruszył na pewno, by usłyszał.
-Kurwa gdzie oni są!-tym razem warknięcie przeleciało echem obok nas i już wiedziałem, że to może być koniec. -Jebane echo!-wkurzył się, ale odszedł za co dziękowałem Bogu. Poczekałem jeszcze chwilę i powoli schyliłem się niezauważalnie zobaczyć, czy sobie poszedł. Westchnąłem z ulgą, gdy nie widziałem go na korytarzu. Wyszedłem powoli i jak najciszej mogłem.
-Chodźcie.-Szepnąłem i pokazałem znak żeby i oni tacy byli. Kierowałem się w stronę, z której musieliśmy uciec. Wiedziałem, że chłopaki się bali, ale nie mogliśmy się poddać. Musimy być w grupie. Tak jest bezpiecznie. Dlatego chciałem jak najszybciej znaleźć się w miejscu gdzie właśnie znajdowali się Harry z Niall'em.
Nie ukrywam. Cholernie się boję, ale w takich miejscach strach jest jak wołanie o niebezpieczeństwo. Powinniśmy być sprytniejsi od nich.
Ta gra się jeszcze nie zaczęła.
~Harry~
Leżałem tak rozmawiając z Niall'em o tym co tutaj się dzieje. Oby dwoje nie wiedzieliśmy co robić. Zayn'a nie było około dwie godziny, a my już odchodzimy od zmysłów. A jeżeli coś mu się stało? -próbowałem odgonić tą myśl, ale są wielkie szanse na to, że mógł teraz leżeć martwy, albo być torturowany przez jakieś zjawy. Przeszedł przeze mnie dreszcz na samą myśl co mógł teraz czuć.
-A co jeżeli mu coś się stało?-próbowałem uspokoić przyjaciela, ale jednak to było trudniejsze kiedy sam byłem w emocjonalnej pętli.
-Niall, uspokój się. Na pewno niedługo wróci. On jest rozsądny.-Czasami, aż za rozsądny. Chciałem jeszcze dodać, ale jednak postanowiłem się ugryźć w język. Blondyn był najwrażliwszym z naszej paczki. Łatwo było go zranić, ale na szczęście mało kiedy się to zdarzało.
-A Louis i Liam? Jak im coś się stało?- jego głos się łamał przez co poczułem ukucie w sercu. Nienawidziłem kiedy ktoś cierpiał, a w szczególności, gdy cierpi ktoś z mojej rodziny czy przyjaciół. Po prostu nie mogę patrzeć na czyjś smutek. To łamie mi serce. Dosłownie. To tak jakby jakaś cząstka mnie przyjmując innych ból zwalała go na mnie. Za każdym razem czuje się tak samo. Jakby to właśnie mi się to stało. Teraz właściwie też się dzieje przy mnie, z moimi przyjaciółmi. Lecz nie tylko dzisiaj czułem się bardziej osłabiony na to co przynosi nam życie.
-Nic im nie jest. Na pewno są bezpieczni.-Chciałbym w to wierzyć, ale jednak moje myśli zamieniały się w istny koszmar. Każde słowo, które w jakiś sposób miało mnie uspokoić-jeszcze bardziej mnie denerwowało i powielało mój strach. Wystarczy nawet najsłodsze i najbezpieczniejsze słowo, a nawet rzecz. Wszystko się zmienia. Nawet ''kwiatek'' zamienia się we wredną bezlitosną bestie. Bałem się cholernie, a historia rodziców jeszcze bardziej mnie rozkładała na malutkie cząstki strachu.
Fairford. Miasto, w którym praktycznie nic się nie dzieje. Godziny mijają powoli, a ludzie nigdy się nie śpieszą. Można by powiedzieć, że nic tutaj się nie dzieje i taka jest prawda. Tutejsi mieszkańcy nie boją się praktycznie niczego. Wszyscy są w zgodzie ze sobą i miejska policja nie ma co robić. Od dwudziestu lat nie było tutaj żadnych przestępstw, ani morderstw. Liczba zmarłych zmniejszała się każdego dnia, a chorych było jeszcze mniej. Tylko raz na dzień ktoś umarł, a w szczególności starsze osoby, które już przeżyły swój wiek. Dlatego też wszyscy zdziwili się, gdy nagle w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła piątka przyjaciół.
Dopiero po tygodniu odnaleźli się...Lecz nie było ich pięciu. Została tylko dwójka. Kiedy miejski reporter spytał ich o to co się stało, odpowiedzieli, że nikt nie chce przeżyć tego co tam się stało. Dopiero po miesiącu mogli odpowiedzieć.
-Nie wiedzieliśmy jak się dam dostaliśmy, a tym bardziej jak się wydostać.-Złapała oddech powoli wydmuchując zawartość płuc.-To wszystko było jak jakiś koszmar.
-Realistyczny koszmar.-Mężczyzna zawahał się tak jakby nie wiedział jak dobrać kolejne słowa.-To co się tam działo..-Zatrzymał się na chwilę.-Nikt nie może sobie wyobrażać jaki to koszmar...Każda sekunda tam się dłużyła...Nie..Tam trzeba było.. Kierować się sprytem i..Intuicją.-Jąkał się niezrozumiale.
-W pierwszym dniu..-Ponownie głos zabrała kobieta.-W pierwszym dniu działo się najmniej. Praktycznie nic.-Podrapała się po karku, zastanawiając się chwilkę.- Więc spokojnie poszliśmy spać w jakimś mały pokoju..
-Rano obok siebie znaleźliśmy kartkę, na której były napisane słowa. ''Gra się zaczęła.'' nikt z nas tego nie zostawił, więc zaczęliśmy się rozglądać i zniknęła nam jedna osoba.-Jego głos załamywał się z każdym wypowiedzianym słowem.
-Ona wróciła po godzinie. Była poobijana co tłumaczyła, że się wystraszyła i upadła parę razy. Uwierzyliśmy jej.
Na tym zawszę kończyli opowiadać. Twierdzili, że tyle wystarczy, abym był porządny i poukładany. Jednak ja zawszę lubiłem tą historię. Wiedziałem, że to nie działo się na prawdę, gdyż moja mama była pisarką i wydała tą książkę. To ona wymyśliła tą historię. Lecz to co się tutaj dzieje...Jest bardzo podobne.
~Clarie~
-Nie za bardzo rozumiem. Niczego tam nie ma.-Gdy tylko się obudziłam zauważyłam, że Cynthia płaczę. Od razu bez zastanowienia zapytałam się ją o co chodzi na co ona odparła, że coś ją dusiło i gdy miała zamknięte oczy wyryło coś na ścianie. Tak od dobrych paru minut wpatruje się tępo w tą ścianę. Niczego tam nie było. Pewnie jej się coś przewidziało. -Pomyślałam rozglądając się ponownie. Moim oczom ukazała się brunetka.-Nie ma tutaj niczego. -Starałam się, aby mój głos brzmiał jak najbardziej uspokajająco.
-Clarie...-Zawahała się.-To coś..Ten napis. Powołanie. On znikł. Jak to możliwe?-jej głos się łamał, ale widziałam, że powoli wychodziła z tej histerii. Ona była taka niewinna, że aż żal mi się zrobiła.
-Cynthia, pewnie to był realistyczny koszmar.-Złapałam ją za ramię i patrzyłam na jej twarz.- Też kiedyś miałam tak potwornie realny sen, że do tej pory boję się wilków.-Dodałam zmieszana i zawstydzona. Lecz wiedziałam, że w dobrej sprawie to robię.
-Może.-Powiedziała szybko. -Muszę się położyć.-Dodała na co ja wyciągnęłam z plecaka koc, który miałam z wczorajszej wycieczki ma piknik. Chciałam sama trochę pobyć, więc wybrałam się w pole. Dziewczyna się położyła, a ja ją utuliłam ciepłym materiałem. Przeżyłam szok jak towarzyszka po chwili słodko spała. Nigdy nie wdziałam, aby człowiek tak szybko zasnął. Może miała zły sen. -Ponownie do mojej głowy wdarł się głos. Uśmiechnęłam się wyjmując mój stary telefon. Nie liczyłam na jakikolwiek zasięg. Chciałam po prostu trochę umilić sobie czas oglądaniem zdjęć. Lecz zanim zaczęłam ową czynność spojrzałam na okno. Zaczęło się już powoli rozjaśniać. Może dlatego tak szybko zasnęła? Bo gdy zejdzie słońce nie ma się czego bać? Ja tam nie wierze w takie przesądy, ale to tak i tak nic by nie dało. Zasnęła bo była zmęczona.
Jeżeli Ci się podoba pozostaw po sobie komentarz, jak chcesz więcej! ;)
Jeżeli Ci się podoba pozostaw po sobie komentarz, jak chcesz więcej! ;)