sobota, 14 lutego 2015

Prologue

Cynthia 
  Nie pamiętam w jaki sposób się tutaj znalazłam, ani gdzie się obecnie znajduje. Wszystko dzieje się tak szybko, a ja powoli nie nadążam za niczym.
-Dzień dobry.-Usłyszałam jakiś niski głos dochodzący zza moich pleców. Nieświadomie odwróciłam się i ujrzałam tam skuloną brunetkę ubraną w zwykłe niebieskie jeansy, różową koszulkę na ramiączkach i narzucony na siebie różowo-niebieski sweterek. Lekki makijaż komponował się z idealnymi rysami twarzy, a wysoki, niechlujny kok, zaczął powoli opadać na blade czoło dziewczyny.-Jestem Clarie Mewes.-Dodała z uśmiechem na twarzy. Co tutaj się dzieje?-spytałam siebie w myślach. 
-Cynthia Dark.-Natłok myśli ogarnął mnie, a nieprzyjemna fala dreszczy przeszyła każdy zakątek mojego ciała. Nie za bardzo rozumiałam tego co mnie otacza. Miałam nadzieje, że to tylko zwykły sen i za chwilę się obudzę w moim cieplutkim łóżku pod uciskiem skoków mojego młodszego brata krzyczącego, że spóźnię się do szkoły. Jednak dobrze wiedziałam, że to nie sen. Jeszcze raz spojrzałam na dziewczynę, a ona tylko potrząsnęła ramionami na znak, że też nie wie co tutaj się dzieje.
-Świetnie.-Powiedziałam sama do siebie i położyłam się na zimnej, kamiennej podłodze, na której przed chwilą się obudziłam. 
 Zamknęłam oczy i mocno zacisnęłam powieki wyobrażając sobie ciepły dom, w który chce teraz być. Szybko otworzyłam je i zawiodłam się, gdy zauważyłam szarawy, zniszczony sufit. Nie wierze, że siedzę tak bezczynnie kiedy w każdej chwili ktoś może tutaj wejść i coś nam zrobić. Mimo chęci nie miałam ochoty się podnieść z zimnej powierzchni. To tak jakby ktoś odebrał mi całą siłę i zostawił tylko tłok myśli, na które także nie miałam najmniejszego zapału. Ponownie, powoli zamykałam oczy. Słyszałam tylko jak Clarie coś nuci pod nosem i cichy szelest drzew. 
-Czemu jesteś tutaj?-słowa lekko wyleciały z moich ust. Nie patrzyłam na ogólny sens ich znaczenia. Nie zdziwiłabym się gdybym nie usłyszała odpowiedzi, lecz po jakimś czasie wsłuchałam się w jej ochrypły, przepełniony bólem głos.
-Sama nie wiem. Jak się obudziłam już tutaj byłam. Próbowałam jakoś uciec, ale nie znalazłam drogi, więc się tutaj wróciłam.-Serce zaciskało mi się w pętle, gdy to słyszałam. Była taka niewinna. 
-Jak to nie znalazłaś drogi? To niemożliwe, że nie ma wyjścia!-krzyknęłam spanikowana, otwierając oczy. Podniosłam się i po chwili stałam już na swoich nogach.-Przepraszam.-Dodałam kiedy ujrzałam, że dziewczyna patrzyła się na mnie wystraszonym wzrokiem. Zaczęłam żałować, że dałam się ponieść emocją. Podeszłam do brunetki i kucnęłam przy niej. 
-Nic się nie stało.-Uśmiechnęła się, ale to wcale nie dało mi otuchy. 
-Przepraszam, na serio nie chciałam krzyczeć -Objęłam ją ramieniem. Ulżyło mi, kiedy po chwili oddała gest. 
Harry
 Powoli otworzyłem swoje zaspane oczy, lecz prowokujące światło sprawiło, że ponownie musiałem je zamknąć. Podniosłem się z zimnej podłogi. 
-Co ja tutaj robię?-powiedziałem zszokowany kiedy zauważyłem szare mury, na których gdzieniegdzie widniały strużki krwi. Świerzej krwi.
   Dużej wielkości dziury w ścianach oraz widniejące na nich ogromne pajęczyny przyprawiły mnie o gęsią skórkę i nieprzyjemną falę przeszywającą każdy zakątek mojego ciała.
-Gdzie my jesteśmy?-poczułem ciepłą dłoń na swoim ramieniu, i jak w zegarku się odwróciłem. Odetchnąłem z ulgą, gdy zdałem sobie sprawę, że to tylko Niall z Zayn'em.
-Wyglądam na osobę, która wie?-spytałem rozglądając się dookoła jeszcze raz. Wszystko wyglądało tak jak w horrorze, który niedawno oglądaliśmy. 
-Mi to wygląda na szpital psychiatryczny.-Stwierdził Zayn, a ja miałem nadzieje, że nadal śnie i zaraz się obudzę. 
-Psychiatryk?-zapytałem przełykając ciężko ślinę. 
-Chyba tak. Ej, czekajcie.-Odpowiedział Niall i rozejrzał się. 
-Louis, Liam?!-krzyknęliśmy wszyscy jednocześnie patrząc się w to samo miejsce, z którego dochodził jakiś szelest. 
-To nie Liam, ani Louis.-Powiedziałem cofając się o krok razem z przyjaciółmi kiedy ujrzeliśmy dwie małe dziewczynki ubrane w biało-szarą szatę. Widziałem jak lekko się uśmiechały, a później zniknęły. Tak jak opowiadali mi rodzice. 
Louis
-Już wiem!-Liam szybko wstał ze swojego miejsca  znajdujące się na łóżku, a ja tylko spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. Od godziny siedzimy w jakimś przestarzałym pokoju, w którym na dodatek jesteśmy zamknięci. Nie wiemy gdzie jesteśmy, ani co tutaj robimy. Fucknąłem pod nosem.
-Dajesz.-Odparłem opierając się o niewygodny fotel. Miałem szczerą nadzieje, że coś wymyślił, aby się stąd wydostać. To miejsce przeraża mnie z każdą sekundą od kiedy tutaj jestem. Przyjaciel wyjął telefon.
-Cholera! Nie ma zasięgu.-Przewróciłem oczami. Nie miałem ochoty na żadną sprzeczkę, a tym bardziej tutaj.  
  

   Siemka, mam nadzieje, że prolog się wam spodobał:) Pragnę go zadedykować mojemu skarbu, który ma dzisiaj urodziny (Wszystkiego najlepszego kicia;*) I na samym początku chce zachęcić was do komentowania, ponieważ to na serio motywuje i prawdopodobnie rozdziały będą się pojawiały szybciej ;) Prolog naturalnie starałam się zrobić krótki i jakoś was w to wtajemniczyć. 
 Więc bez żadnego przedłużania..
Opowiadanie czas zacząć! ;d